To chyba jedna z najbardziej spóźnionych aktualizacji, ale mogę ogłosić, że moje publiczne marudzenie na długość zostało zakończone. Co prawda wszystko do czasu, bo za jakiś czas będę się martwić poszukiwaniem fryzjera w Lublinie. Zdjęcia zostały wykonane w sobotę, chwilę przed wyjazdem na ślub koleżanki, a jak to bywa przy większych wyjściach- bad hair gwarantowany, co tylko potwierdza słuszność mojej tezy z ostatniego wpisu. Nie podcięłam dużo, teraz myślę nawet, że może za mało, ale cóż, trudno ;)
Zdecydowanie brakowało im dociążenia, były zbyt lekkie i mało mięsiste. Po kolejnych zabiegach, czyli olejowaniu na kilka godzin i nałożeniu balsamu Babuszki Agafii prezentowały się znacznie lepiej. Co prawda warunki do fotografowania były inne, lecz nie używałam flesza.
Pomarańczowa ściana wygląda, jak gdybym została doklejona w Paincie, ale zgodnie z zasadą jak się nie ma co się lubi...mi pozostaje pilot zamiast fotografa.;)