Odkąd zaprzyjaźniłam się na dobre z podkładem Annabelle Minerals w formule matującej polecałam go nie raz. Aktualnie sięgnęłam po trzecie już opakowanie i nadal pozostaję wierna przekonaniu, że nie ma nic lepszego na lato niż minerały. Z czasem jednak moja skóra stwarza większe problemy, stąd konieczność większego krycia. Wraz z marką zapraszam więc na krótki przegląd korektorów.
Do wyboru w całej kolekcji znajdziemy trzy odcienie: light, medium oraz dark. Porównując do ilości kolorów we wspominanych podkładach ta liczba może okazać się nie wystarczająca. Wszakże to właśnie za genialną gamę kolorystyczną dopasowaną do karnacji Polek cenią sobie blogerki, jak również klientki. Z doświadczenia wiem, że wiele osób, którym polecałam ich produkty są równie zadowolone jak ja.
Z moim podkładem w odcieniu golden light najlepiej sprawdza się medium, co dziwne, bo byłam przekonana, że przy mojej bladości bardziej adekwatny będzie jednak najjaśniejszy. Jest on moim zdaniem również najładniejszy, najbardziej naturalny w porównaniu z resztą. Warto wspomnieć, że to właśnie light wpada w kolor pistacjowy, przez co pozwala ukryć zaczerwienienia.
Standardowy słoiczek z czarną zakrętką mieści aż cztery gramy produktu. Całe szczęście zostało wyposażone w zakręcane sitko, czego niestety nie mogę powiedzieć o najmniejszej pojemności standardowych kosmetyków (najciemniejszy odcień z kolekcji podkładów używam jako bronzer).
Przede wszystkim, jak stosować korektor mineralny? Na pewno nie nadaje się on pod oczy, czy do dla posiadaczek skóry suchej. Mimo dość "mokrej" przy rozcieraniu konsystencji działają nieco wysuszająco. Ma to swoje plusy, przy stosowaniu na wypryski przyśpiesza ich gojenie. Jeśli jednak dokuczają nam pozostałości po nich, suche skórki i ranki to może on je nieestetycznie podkreślać.
Na ten moment, jest niezastąpiony, ratuje mnie w przypadku nagłego wysypu niedoskonałości. Mogę stosować go bez obaw o zapchane pory. Najczęściej aplikuję go pędzelkiem, a okolicę w około delikatnie wklepuję palcem.
Aktualnie moja cera przeżywa gorszy okres, wprowadziłam pewne zmiany w pielęgnacji i liczę, że będzie lepiej. Kluczem w stosowaniu korektora jest dobre rozblendowanie. Najlepiej nakładać go już na podkład.
Świetnie sprawdza się również, gdy danego dnia potrzebuję większego krycia, dodaję odrobinę do podkładu, mieszam i aplikuję pędzlem typu flat top lub zmoczoną gąbką Beautyblender. Jak już wspominałam, ten ostatni sposób pozwala na jeszcze naturalniejszy efekt, wilgoć bowiem zabiera z cery pudrowość, całość lepiej się wtapia i utrzymuje. Jeśli jesteście zadowolone z podkładu, to korektor również powinien przypaść Wam do gustu.
Pojedynczy korektor o masie czterech gramów kosztuje 39,90 i przysięgam, wystarcza na wieki :)
Zobacz również: