Od jakiegoś czasu marka sukcesywnie poszerza swój asortyment, choć jak przypuszczam, wielu z Was, w tym mi, jak dotąd kojarzy się głównie z klasycznym, wszystkim dobrze znanym szarym mydłem. Tak uniwersalnym, że można było je spotkać w każdym domu. Do testów wybrałam hipoalergiczny szampon oraz odżywkę do włosów. Oba produkty pozbawione zostały silikonów, SLES, alergenów i innych substancji drażniących. Polecane są osobom posiadającym zniszczone pasma, a formuła oparta została na ekstrakcie z koziego mleka, proteinach pszenicznych i pantenolu.
Do gustu najbardziej przypadła mi odżywka o delikatnym, przyjemnym zapachu. Konsystencja jest dość gęsta, a w składzie wysoko znajdziemy olej migdałowy, przez co nie odważyłam się nałożyć ją również na skórę głowy. W wyniku obecności protein dość mocno dociążała włosy, sądzę więc, że spodoba się przede wszystkim posiadaczkom wysokoporowatych pasm, może okazać się dobrym wyborem, jeśli borykacie się właśnie ze zbyt dużą lekkością i puszeniem.
Obawiałam się przeproteinowania, jednak nic takiego nie miało miejsca. Włosy były miękkie, lśniące i dobrze się układały. Do codziennego stosowania jest ona jednak zbyt bogata ze względu na fakt, że moje niskoporowate włosy łatwo obciążyć, jest to jednak dobry produkt i mogę go polecić z czystym sumieniem.
Szampon mogę określić jako na prawdę bardzo delikatny, na tyle, że po jego zastosowaniu włosy dość szybko straciły objętość. Nie podrażnił ani nie wysuszył skóry głowy. Świetnie sprawdza się jednak do zmywania olei, mimo braku SLS/SLES dobrze się pieni i bez problemu je domywa. Konsystencja jest w moim mniemaniu nieco za rzadka, przez co szybko zużyłam już połowę.
Oba kosmetyki są relatywnie tanie, ceny wahają się w okolicy dziesięciu złotych. Jeśli natkniecie się na nie w osiedlowej drogerii lub supermarkecie (w moim Rossmannie ich nie widziałam) i będziecie się zastanawiać nad zakupem to pod uwagę weźcie przede wszystkim odżywkę. :)