Zanim zaczęłam zastanawiać się, gdzie przemknął mój listopad zorientowałam się, że już spora część grudnia za nami. Święta za pasem! Ulubionych kosmetyków tym razem jest wyjątkowo mało, może powinnam więcej testować, ale byłam wierna moim stałym bywalcom jak widać. Być może za miesiąc wpis będzie nieco bardziej obfity.;)
CATRICE, KREDKA DO BRWI
Mimo, że brwiami się zajmować specjalnie nie lubię, o czym wspominałamw tym wpisie, staram się, aby wyglądały korzystnie. Wciąż szukam odpowiedniego produktu, więc skusiłam się na polecany odcień kredki Catrice, 020 Date With Ash-ton to kolor, który dobrze sprawdzi się u blondynek. Na mojej skórze nie wpada w rudy, choć to kwestia bardzo indywidualna. Nie zależy mi na mocnym podkreśleniu, jedynie delikatnym dorysowaniu włosków w niektórych miejscach i do tego celu się sprawdza.
MAX FACTOR, PODKŁAD FACEFINITY 3W1
Po bardzo długim stosowaniu wyłącznie minerałów zaczęłam rozglądać się za czymś, co nie będzie podkreślało ewentualnych suchych skórek, z którymi zawsze walczę zimą. Do Revlon CS nie chciałam wracać, skusiłam się więc na bardzo chwalony Max Facor, podobno odpowiednik Estee Lauder. Na plus mogę powiedzieć, że dobrze się utrzymuje i nie tworzy mocnej maski, w miejscu, gdzie prześwitują naczynka jestem zmuszona dołożyć drugą warstwę. Krycie określiłabym więc jako średnie. Minusem jest jednak, że chyba mnie zapycha, nad czym ubolewam, zauważyłam niestety delikatne pogorszenie stanu cery. Kolor jest niestety za mało żółty, ale to akurat wyłącznie moja wina. Bardzo nie chciałabym z niego rezygnować, ale jeśli trzeba będzie, to jeszcze raz rozpocznę poszukiwania.
LIRENE, DWUFAZOWY PŁYN DO DEMAKIJAŻU OCZU
O ile z płynami micelarnymi Lirene zazwyczaj bardzo mi nie po drodze i nigdy nie trafiłam na taki, który sprostałby moim wymaganiom, to dwufaza sprawdza się świetnie. Radzi sobie z tuszem Loreal bez najmniejszego problemu, jednak jak większość kosmetyków w takiej formie szybko jej ubywa. Czy dba o rzęsy ciężko powiedzieć, na pewno nie zauważyłam ich wysuszenia czy nadmiernego wypadania. Jest jednak bardzo słabo wydajna.
EVELINE, EYELINER W KAŁAMARZU
Pokazywałam go jeszcze w wakacje, nadal go stosuję i mam nawet wrażenie, że gdy nieco zgęstnieje maluje się nim zdecydowanie łatwiej. Piękny kolor czerni, nie rozmazuje się, choć niestety ze śniegiem nie wygra i prawdopodobnie przerzucę się na żelowy. Niemniej, jeden z najlepszych tego typu, jaki używałam.
THE BODY SHOP, MASŁO DO CIAŁA Z SHEA
Całe życie żyłam w przekonaniu, że produkty TBS są przereklamowane. Bo jak można zapłacić za masełko do ciała około 40 złotych? Nie dziwię się jednak, że mają one swoje wierne fanki, bowiem produkt jest świetnej jakości. Wspaniała konsystencja, szybko się wchłania, koi skórę, ładnie pachnie. Oszczędzam jak tylko mogę i stosuję na miejsca najbardziej problematyczne. Nie obraziłabym się, gdybym zobaczyła zestaw TBS pod moją choinką.
A co Was zachwyciło w tym miesiącu?
Co koniecznie powinnam wypróbować?:)