Quantcast
Channel: alteregoblog.pl | blog kosmetyczny, blog urodowy
Viewing all 314 articles
Browse latest View live

Tangle Teezer | Opinia po ponad dwóch latach używania

$
0
0

Odkąd szczotki Tangle Teezerstały się ogólnodostępne w sklepach typu Hebe, a ostatnio również w sieci Rossmann co raz częściej widuję jego dumne posiadaczki. Swoją pierwszą dostałam odAnwen pod koniec 2012 roku na kolejne osiemnaste urodzin, moja opinia więc nie jest oparta jedynie na pierwszym wrażeniu. Wielokrotnie byłam dopytywana, co o niej sądzę, czy jest warta niemałej kwoty, dziś nieco więcej na temat gadżetu, który szturmem podbił serca włosomaniaczek i nie tylko.

Długo opierałam się przed jej posiadaniem, nie widziałam większego sensu, bo na tamten moment byłam szczerze zadowolona z mojej szczotki z naturalnym włosiem. Dopiero gdy miałam okazję spróbować rozczesać moje postrączkowane na wietrze pasma zauważyłam różnicę. Przypomnę tylko, że zasadniczo, są one niskoporowate, śliskie i zdrowe, jednak ten problem nie omija chyba żadnej struktury, niestety.

Według producenta została wykonana ona z innowacyjnego tworzywa o odpowiedniej elastyczności. Ząbki delikatnie rozczesują i radzą sobie z kołtunami. Podczas czesania słychać specyficzny dźwięk, który wielu osobom przywodzi na myśl szarpanie, nic bardziej mylnego ;)
Problemem może być jednak fakt, że ząbki są zbyt krótkie i aby dokładnie wyczesać włosy muszę je  podzielić na pasma.



Kompaktowa wersja różowa służyła mi dzielnie dwa lata i postanowiłam wymienić ją na nową ze względu na powyginane ząbki oraz fakt, że w wyniku kilku upadków ciągle otwiera się ona w torebce (mechanizm zabezpieczający zatyczkę wyłamał się) .

Zdecydowaną zaletą jest kwestia utrzymania higieny.Łatwość w myciu bardzo uprościła życie, wystarczy szampon lub mydło, wysycha równie szybko. Kto miał okazję domywać szczotkę z naturalnym włosiem ten wie, jak bardzo jest to uciążliwe. Zdarzało się, że powodowała elektryzowanie, jednak problem łatwo zniwelować poprzez nałożenie na włosy tudzież ząbki odrobinę silikonowego serum.
Masaż skóry głowy jest bardzo przyjemny, choć o wiele bardziej wolę stosować do tego płaską szczotkę. Z tego, co zauważyłam spora ilość panów uwielbia wręcz TT w tej kwestii.

szczotki pochodzą ze strony ekobieca.pl

Obie wersje, kompaktowa i zwykła dobrze leżą w dłoni, choć warto chyba wspomnieć, że mam dość długie palce i podczas czesania nie zauważyłam aby wyślizgiwała mi się z rąk.

U kogo się nie sprawdzi?
U osób, które mają cienkie włosy, o normalnej gęstości, które się nie strączkują, nie mają problemów z rozczesywaniem. Dla wielu kręconowłosych jest ona często istnym zbawieniem, ale pozwolę sobie podlinkować wpis Natalii o wadach TT w przypadku osób z wysoką porowatością. Warto przeczytać.


Wyłączając koleżanki blogerki na szczotkę skusiło się około dziesięciu moich znajomych. Chyba nie muszę dodawać, że wszystkie są zadowolone tak jak ja. Przekonałam się, że jest to świetny prezent, zwłaszcza, że zazwyczaj samemu ciężko zmotywować się do wydania około trzydziestu złotych (lub więcej, w przypadku kompaktu) na zwykłą szczotkę ;).


Pielęgnacja włosów | Biały Jeleń Hipoalergiczny: nawilżające kozie mleko

$
0
0

O ile staram się sukcesywnie pomniejszać moje zapasy kosmetyków do włosów, to czasem skuszę się na dobrze zapowiadające się nowości. Najnowsze produkty Biały Jeleń skusiły mnie obiecującymi składami, a sam fakt, że są skierowane do osób z problemami alergicznymi i wrażliwą skórą głowy tylko przesądził sprawę.


Od jakiegoś czasu marka sukcesywnie poszerza swój asortyment, choć jak przypuszczam, wielu z Was, w tym mi, jak dotąd kojarzy się głównie z klasycznym, wszystkim dobrze znanym szarym mydłem. Tak uniwersalnym, że można było je spotkać w każdym domu. Do testów wybrałam hipoalergiczny szampon oraz odżywkę do włosów. Oba produkty pozbawione zostały silikonów, SLES, alergenów i innych substancji drażniących. Polecane są osobom posiadającym zniszczone pasma, a formuła oparta została na ekstrakcie z koziego mleka, proteinach pszenicznych i pantenolu.


Do gustu najbardziej przypadła mi odżywka o delikatnym, przyjemnym zapachu. Konsystencja jest dość gęsta, a w składzie wysoko znajdziemy olej migdałowy, przez co nie odważyłam się nałożyć ją również na skórę głowy. W wyniku obecności protein dość mocno dociążała włosy, sądzę więc, że spodoba się przede wszystkim posiadaczkom wysokoporowatych pasm, może okazać się dobrym wyborem, jeśli borykacie się właśnie ze zbyt dużą lekkością i puszeniem.


Obawiałam się przeproteinowania, jednak nic takiego nie miało miejsca. Włosy były miękkie, lśniące i dobrze się układały. Do codziennego stosowania jest ona jednak zbyt bogata ze względu na fakt, że moje niskoporowate włosy łatwo obciążyć, jest to jednak dobry produkt i mogę go polecić z czystym sumieniem.


Szampon mogę określić jako na prawdę bardzo delikatny, na tyle, że po jego zastosowaniu włosy dość szybko straciły objętość. Nie podrażnił ani nie wysuszył skóry głowy. Świetnie sprawdza się jednak do zmywania olei, mimo braku SLS/SLES dobrze się pieni i bez problemu je domywa. Konsystencja jest w moim mniemaniu nieco za rzadka, przez co szybko zużyłam już połowę.


Oba kosmetyki są relatywnie tanie, ceny wahają się w okolicy dziesięciu złotych. Jeśli natkniecie się na nie w osiedlowej drogerii lub supermarkecie (w moim Rossmannie ich nie widziałam) i będziecie się zastanawiać nad zakupem to pod uwagę weźcie przede wszystkim odżywkę. :)

Wieczorowy błysk | Make Up Revolution, foliowe cienie Awesome Metals

$
0
0

Folie Make Up Revolution to kolejne, po paletach ICONIC najbardziej polecane produkty tej marki. Przez długi czas zupełnie nie czułam potrzeby wypróbowania ich, jednak w końcu pękłam i ja ;) Wciąż czekałam na złoty odcień, jednak dopiero niedawno stał się znów dostępny, więc dziś wpis tylko o trzech kolorach, choć jest ich zdecydowanie więcej.



Cienie mają wyjątkową i niespotykaną zbyt często puszysto- kremową konsystencję. Po dotknięciu palcem na powierzchni zostaje odbity odcisk. W zestawie z każdym dołączony jest płyn utrwalający, z którym możemy mieszać produkt, jednak szczerze powiedziawszy, nie przekonał on mnie za bardzo. Same w sobie są bardzo trwałe, niemalże przyklejają się do powieki i nie zauważyłam, aby osypywały się lub migrowały po twarzy.

folie znajdziecie w drogerii ekobieca.pl

W zależności od sposobu nałożenia uzyskamy inny efekt, bardzo pożądany w makijażu wieczorowym, od lekkiego błysku, po mocny i foliowy. Po roztarciu na oku pozostają specyficzne płatki koloru, co widać na swatchu. Grubsza warstwa zapewni jednak wyjątkowe podkreślenie oka. W sieci pełno jest zdjęć z ich wykorzystaniem, ale jedno jest pewne, nie ma możliwości, by pozostały niezauważone, tak samo jak ich właścicielka.


Ogromnie podoba mi się Emerald Goddes, lecz w przypadku mojej, zielonej tęczówki zupełnie się nie sprawdza. Pięknie komponować się będzie z ciemnymi oczami. Ze wszystkich trzech najbardziej polubiłam się ze srebrem. Rozejrzę się za Rose Gold, to pewne :)


Rozświetlacz Wibo Diamond Illuminator- odpowiednik Mary Lou Manizer The Balm?

$
0
0

Nie wiem, jak u Was, ale im dłużej korzystam z dni wolnych, tym gorzej zabrać mi się za wpisy. Zwłaszcza, że wyjazdowa kosmetyczka jest zawsze bardzo ograniczona. Chcąc zminimalizować jej wielkość i ciężar zawsze stawiam na produkty wielofunkcyjne w małych opakowaniach. Do domu przywiozłam więc ze sobą rozświetlacz Wibo- Diamond Illuminator.


Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to podobieństwo odcienia ze znaną Mary Lou marki The Balm. Są bardzo zbliżone, prawie że identyczne. Nie mi jednej się tak kojarzy, bowiem w internecie przybywa porównań obu kosmetyków. Oba mają szampański, lekko złotawy odcień.
Świetne porównanie zrobiła Red Lipstick Monster i jako, że ze względu na wyjazd nie mam sama możliwości przygotować swatchy zainteresowanych odsyłam do filmu :)


Pigmentacja jest bardzo dobra, a efekt rozświetlenia można stopniować. Trwałość określiłabym jako bardzo dobrą. Na ten moment lubię go bardziej niż MUR w odcieniu golden lights, głównie ze względu na odcień.


Również na wizażu zbiera głównie pozytywne opinie, a gdy doliczyć świetną dostępność i niską cenę, około dziesięciu złotych żal nie rozejrzeć się za nim w Rossmannie.


Aktualizacja włosów | kwiecień

$
0
0

Pomiędzy jedzeniem mazurków i innych wielkanocnych przysmaków zapraszam na krótką aktualizację włosów. Jedyne, co się zmieniło, to ich długość, aktualnie sięgają do talii i co śmieszne, wydają mi się dziwnie krótkie. Zanim jednak ktoś głośno westchnie nad moimi problemami wytłumaczę się, że ostatnim razem sięgały prawie przed pas. ;)


kliknij, aby powiększyć
Ścieniowałam grzywkę i na ten moment nie jest to to, czego bym oczekiwała. Pasma dość mocno falują się i wywijają, żyjąc swoim życiem. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że cieniowanie długości nie byłoby najlepszym pomysłem. Poprawię ją, gdy ciut odrośnie.


Kolor jak wiadomo naturalny, a zdjęcia z fleszem, ze względu na paskudną pogodę. 

Wesołych świąt!
 


Ulubieńcy marca | Flos lek, Wibo, Loreal, Hakuro, Alterra, Beautyblender, EOS

$
0
0

Święta rozleniwiły mnie na tyle, że ciężko było mi powrócić do regularnych wpisów. Z małym opóźnieniem więc zapraszam na ulubieńców marca w wiosennej odsłonie:) Tym razem znalazło się tu kilka niestandardowych jak na mnie produktów. Jak zawsze, brakuje włosowego ulubieńca, ale te kwestie nadal pozostają niezmienne :)



Wibo, rozświetlacz do twarzy Diamond Illuminator
Dobrze znany już chyba wszystkim rozświetlacz, w odcieniu odpowiadającym Mary Lou Manizer The Balm. Efekt, jaki można nim uzyskać jest również bardzo zbliżony, o czym pisałam już tutaj. Zabrałam go ze sobą na wyjazd do domu, dzięki małym gabarytom nie obciążył zbytnio walizki. Świetnie sprawdzał się również jako cień do oczu.


Zorientowałam się ostatnio, że brakuje mi małego pędzla do rozświetlacza. Oczywiście, możliwe jest nałożenie go również większym, ale zależało mi na precyzji. Bardzo ułatwia prawidłową aplikację i jak to Hakuro, jak zawsze jestem zadowolona z jakości włosia, które nie wypada i nie traci na elastyczności.

Pojawił się w poprzednich ulubieńcach, a teraz, gdy nieco zgęstniał jest jeszcze lepszy. Genialna czerń, zero osypywania się, daje efekt sztucznych rzęs. Jeden z moich faworytów. Pełną recenzję znajdziecie tutaj.


Jajeczko EOSo smaku summer fruit obłędnie smakuje i pachnie,  skusiłam się na nie nawet wiedząc, że nie daje zbyt wielkiego nawilżenia. W całokształcie o wiele przyjemniejsze od wersji miodowo-melonowej.

Beautyblender, czyli zaskoczenie roku. Zarzekałam się, że nie jest mi ono do niczego potrzebne, wybrałam je jednak w ramach eksperymentu i uprzejmości drogerii ekobieca.pl, z którą jak wiecie współpracuję od dłuższego czasu. Cena osiemdziesięciu złotych była dla mnie abstrakcją nie do przejścia. Najlepiej sprawdza się przy produktach mineralnych, zabiera z twarzy efekt pudrowości i scala całość nadając jeszcze bardziej naturalny efekt. Zapobiega powstawaniu maski przy stosowaniu klasycznych podkładów płynnych. Cóż...Tylko krowa nie zmienia zdania ;)


Laboratorium Flos Lek podesłało mi najnowsze serum Push Up do biustu i muszę przyznać, że o ile do takich kosmetyków podchodziłam bardzo sceptycznie i stosowałam w tym kierunku zwykły balsam, to po jego zastosowaniu widać zdecydowaną różnicę. Skóra jest jędrna, elastyczna i dobrze nawilżona. Cena dość wysoka, bo około trzydziestu złotych, ale jeśli macie ochotę na coś nowego to polecam.


A na koniec nic innego jak mydełko Alterra z granatem. Okazało się najlepszym sposobem na domycie Beautyblendera z zaschniętego podkładu Revlon. Pomogło usunąć mi plamę z gęstego pędzla Hakuro, której nic innego się nie imało. Do tego piękny zapach umili pranie pędzli, za którym ja osobiście nie przepadam, a jak wiadomo, nie ma przebacz :)

Podlinkowane kosmetyki pochodzą z drogerii ekobieca.pl

Usta w różu | Sleek, szminka True Color i paleta LIP 4

$
0
0

Jeśli zdarza mi się już malować usta, to zazwyczaj wybieram róże, ukochałam sobie zwłaszcza fuksje. Ulubioną czerwień Bourjois zostawiam na specjalne okazje, na co dzień wydaje mi się być zbyt krzykliwa. Za marką Sleek również przepadam, postanowiłam więc wypróbować coś nowego. Z kosmetykomania.pl wybrałam dwa produkty: szminkę True Color w odcieniu Loved up oraz paletę LIP 4.

Mała, zgrabna paletka (otwarcie dużo lepsze i bezpieczniejsze dla paznokci niż w przypadku palet cieni) została wyposażona w sporej wielkości lusterko oraz pędzelek, który sprawdza się całkiem dobrze. Wśród czterech odcieni znajdziemy dwa o klasycznym połysku, jeden satynowy oraz całkowicie matowy. Jak łatwo się domyśleć, ogromną zaletą jest możliwość dowolnego mieszania kolorów.


Wersja Showgirl zawiera wysoko napigmentowane odcienie różu i fuksji. Zastrzeżenie mam jedynie co do matowej (prawy, górny róg), która jest dość mocno wyczuwalna i może przesuszać usta. Wszystkie inne dobrze się noszą, równo zjadają, barwią usta, przez co zostają z nami nieco dłużej.

szminka Loved up i cztery odcienie z palety

Nie posiadają smaku i zapachu, koszt 5.6 gram całości wynosi 43,99 złotego. Niemało, ale jeśli ktoś lubi eksperymentować to jest to dobry wybór, zwłaszcza, gdy przeliczymy koszt na jeden odcień:)



Kremowa pomadka Loved up nieco zaskoczyła mnie odcieniem. Jak wiadomo, wybór przez internet bywa mylący (na przykład poprzez różnice w ustawieniach monitorów) i wydawał mi się ona nieco jaśniejsza i bardziej różowa. Z drugiej strony, sama nie wiem, czemu mam co do niego jakieś zastrzeżenia patrząc na zdjęcia... Kobieca logika ;)  Chyba jednak nie jest to mój kolor, ale co do samych właściwości nie mam nic do zarzucenia. Jest lekka i niewyczuwalna na ustach, nie wysusza. Nie zawiera drobinek. Wklepana delikatnie palcem pozostawia dobrze widoczny kolor o matowym wykończeniu. Po zaaplikowaniu prosto z opakowania na ustach prezentuje się dokładnie tak:


Pigmentacja szałowa, tak jak w przypadku szminek z palety :) Może jeszcze się z nią polubię, kto wie.

Lakierowe nowości | Astor, Rimmel, MySecret, Sensique

$
0
0
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy ilość moich lakierów znacznie się zwiększyła, głównie dzięki markom Rimmel,Astor oraz Drogeriom Natura, które to zdecydowały się przesłać mi do wypróbowania najnowsze produkty. Korzystając z chwili wolnego czasu zdecydowałam się je w końcu pokazać:) Nie będzie to więc nic innego jak prezentacja bardzo ciekawych, moim zdaniem kolorów, idealnych na lato.

numery od lewej: 878, 860, 498, 300, 270, 408


878 ROLL IN THE GRASS
860 BESTIVAL BLUE 
498 RAIN RAIN GO AWAY
300 GLASTON BARRY
270 SWEET RETREAT
408 PEACHELLA


W ramach akcji WZÓR DO NAŚLADOWANIA otrzymałam lakiery Astor oraz Rimmel, które sygnowane są przez Rita Ora. Dochód z ich sprzedaży wspiera fundację DKMS, a głównym celem jest zwiększanie świadomości na temat raka krwi, nie tylko 28 maja w jego światowy dzień.

409, 503,  303, 201, 307, 101


403 VIBRANT PURPLE
503 IN A MOUNTAIN CHALET
303 PASSIONATE LOVE
201 BEFORE SUNRISE 
307 A TASTE OF SUMMER
101 DELICATE MORNING

196, 201, 197, 200
196 ALL YOU NEED IS LOVE
201 BLUE HOLO MIST
197 I LOVE YOU
200 FIREWORKS

Asortyment Drogerii Natura został wzbogacony o nowe toppery, lakiery kredowe (matowe) oraz lakiery do zdobień z cienkim pędzelkiem.

241, 240, 243
236, 237, 203, 204
236 BLUE MIST
237 PINK MIST
203 SEA GREEN
204 BLUE OCEAN

Aż ciężko się zdecydować ;)


Pielęgnacja włosów niskoporowatych | Ulubione produkty

$
0
0

Kiedyś co chwila sięgałam po nowe kosmetyki do włosów szukając idealnej maski, odżywki czy olejku. Po wielu próbach i poszukiwaniach odnalazłam kosmetyki, które sprawdzają się u mnie najlepiej i od długiego czasu stanowią bazę w pielęgnacji moich niskoporowatych włosów. Dziś krótki spis produktów, na których zawsze mogę polegać. 

Cechą niskoporowatej struktury włosów jest ich z natury wysoki połysk, lecz również łatwość w obciążeniu. Bez problemu pozbawimy je objętości, czego jak się domyślacie strasznie nie lubię.Nikomu nie muszę wspominać, że podstawą mojej pielęgnacji są olejki. Najczęściej sięgam po Babydream dla mam (szukajcie na dziale z produktami do ciała), uniwersalny i łatwo dostępny. Na długość również z przyjemnością sięgam po olej kokosowy, którego w tym momencie nie posiadam. Nierafinowany cudownie pachnie, zabieg staje się więc bardzo relaksujący.



Niesamowicie wydajny stymulujący olejek Khadi stosuję również od bardzo dawna. Ratuje mnie w przypadku nadmiernego wypadania czy osłabienia kondycji. Nakładam go tylko na skórę głowy, długie pasma nie przepadają za ziołowymi olejkami. Przy regularnym stosowaniu przyśpiesza porost i powoduje wysyp baby hair.


W przypadku odżywienia najbardziej polubiłam się z lekkimi balsamami. Bezsprzecznym faworytem jest Babuszka Agafia na kwiatowym propolisie, dodająca objętości, nawilżająca i dodająca blask. Cena około 15 złotych za 650 ml również zachęca do zakupu.Balsam Planeta Organica na bazie rokitnika bardzo wygładza i cudownie pachnie. Seboradin dorwałam jakiś czas temu ze starym składem, bez alkoholu. Na ten moment ze względu na wysoką cenę oraz dziwne dodatki w formule nie sięgam po niego tak często, ale nadal bardzo go lubię.


Maski Organic Shop lubię przede wszystkim za idealną, gęstą konsystencję i świetne zapachy. Działają ekspresowo odżywiając włosy bez zbytniego obciążania. Sięgają już prawie dna, powinnam więc uzupełnić zapasy, jednak wciąż staram się zdenkować inne produkty.

W kwestii zabezpieczania nie mogłabym zapomnieć o serum Biovax A+E, które wielokrotnie uratowało mnie w przypadku dziwnych fochów i bad hair day. Doceniłam je dopiero po czasie, a wciąż zapominam je kupić. Często sięgam również po olej z pestek śliwki.


Brak jest również ulubionego szamponu, bo takowego na ten moment nie posiadam. Skóra głowy wciąż sprawia mi problemy.

Zobacz również:

Tangle Teezer | Opinia po ponad dwóch latach używania

Aktualna pielęgnacja włosów | mycie, olejowanie, odżywki

Ampułki z placentą Mil Mil | Opinia po pół roku od kuracji


Najlepsze top coaty nabłyszczające i wysuszające | Recenzja i porównanie Seche Vite, Poshe, Essie

$
0
0

Który top coat do paznokci jest najlepszy? Który natomiast najlepiej nabłyszcza? To jedne z najczęstszych dylematów lakieromaniaczek. Odkąd zapoznałam się z  tymi wielofunkcyjnymi wysuszaczami lakieru, nie wyobrażam sobie już manicure bez tego ułatwienia.

Męczą Cię odgniecenia, pościelowe wzorki, odpryskiwanie? A może męczy Cię czekanie, aż emalia wyschnie? Ten wpis jest dla Ciebie :) Piękny, błyszczący niczym hybryda lakier zawdzięczam właśnie lakierom nawierzchniowym.


Swoją przygodę rozpoczęłam od słynnego Seche Vite.  Najbardziej znany i najczęściej polecany. Daje genialny, żelowy połysk (efekty tutaj). Szybko wysusza (trzy warstwy i baza mu nie straszne!), przedłuża trwałość. Nie jest jednak bez wad: bardzo szybko gęstnieje w buteleczce, może ściągać lakier na końcówkach, zwłaszcza o formule żelowej. Można temu zapobiegać malując paznokcie na zakładkę, również przy skórkach. Przez ostatnie dwa lata posiłkowałam się głównie nim, zauważyłam również, że przy dłuższym noszeniu lakier nieco zmienia odcień, może żółknąć. Nie zdarzało się to jednak zbyt często. Mała pojemność 3,6 ml kosztuje około ośmiu złotych.

Dla kogo? Dla osób, które wymagają wysokiego połysku, ale są w stanie szybko zużyć taką objętość. W przypadku dużej buteleczki 15ml Seche Restore jest niemal niezbędny, bowiem w połowie systematycznego używania może stać się praktycznie nie do użycia.


Po Essie Good To Go sięgnęłam po równie obiecujących opiniach. Resztka, jaką tu widzicie w ostateczności nadal nadaje się do użycia, mimo, że buteleczkę kupiłam ponad rok temu, jeszcze gdy w Lublinie Hebe było marzeniem ;) Jeśli chodzi o właściwości nabłyszczające i wysuszające to określiłabym je jako dobre, ale nie tak powalające jak u poprzednika. Ma przewagę nad Seche Vite  poprzez brak formaldehydu w składzie, a co za tym idzie również mniej chemiczny zapach. Nie ściąga lakieru.
13.5 ml kosztuje około trzydziestu złotych.

Dla kogo? Dla osób, które rzadko malują paznokcie, a lubią ułatwienie życia i większy połysk.


Aktualnym faworytem okazał się Poshe, opisywany w sieci jako lepszy Seche Vite. Posiada jego zalety, wad na szczęście nie :) Do tej pory nie zauważyłam żadnego gęstnienia, nadal jest bardzo płynny, przy czym jego konkurent po ponad dwóch miesiącach zdążyłby zmienić konsystencję. Nie zawiera toulenu i formaldehydu. Znacznie przedłużył trwałość lakieru, najnowszy Rimmel w odcieniu pięknej mięty utrzymywał mi się bez odprysków prawie sześć dni. Przy moich paznokciach o słabej kondycji już dawno mogłam o tym pomarzyć. W jaki sposób nabłyszcza mogłyście zobaczyć już tutaj, choć zdjęcia nie oddają go w stu procentach.

Dla kogo? Dla każdego! Świetne połączenie właściwości i dobrego składu. Występuje również w mniejszej pojemności 3,6ml w , w sam raz, aby spróbować i być może zamienić Seche na lepszy model :) Znajdziecie go m.in w drogerii ekobieca.pl


Rossmann promocja -49% na kolorówkę, co kupić, co polecam? | Tusze, lakiery, szminki

$
0
0

O tym, że Rossmann ponownie organizuje promocję -49% na kolorówkę wspominałam jakiś czas temu na swoim facebooku.Był to moment, gdy informacje na ten temat nie były jeszcze potwierdzone. Na całe szczęście nie była to tylko plotka, a od tygodnia trwa bój o najciekawsze produkty.


Gdy zaczęłam zastanawiać się, co polecam sądziłam, że wybór będzie trudny. Myliłam się jednak! Poniżej spis moich ulubionych kosmetyków, w które warto się moim zdaniem zaopatrzyć, zwłaszcza podczas tak dużej obniżki. Większość zostało już zrecenzowane, można więc zerknąć i się upewnić jak dokładnie się prezentują.

Harmonogram natomiast przedstawia się następująco: 

24.04-29.04 twarz: podkłady, pudry, róże, bronzery i korektor
30.04-05.05 oczy: tusze, kredki, cienie, eyelinery 
06.05-11.05 usta i paznokcie: szminki, kredki, lakiery, odżywki

Matowe pomadki Bourjois Rouge Edition Velvett są nadal moimi faworytami w tej kategorii. Świetnie się noszą, dają komfort ustom, mimo świetnego krycia i utrzymywania się. Nie polecam jedynie odcienia Grand Cru, który zdecydowanie wyróżnia się gorszą formułą. Najbardziej lubię: Hot Pepper, Ole Flamingo!, Ping Pong. Pełna recenzja tutaj.
Jeśli chodzi o markę Rimmel to często polecane są kredki Colour Rush, wyróżniające się pięknymi kolorami i wysoką, jak na tak specyficzny produkt, trwałość (nie są bardzo masełkowate i transparentne). Do gustu przypadła mi również szminka z serii sygnowanej przez Kate Moss i zdążyłam ją zaprezentować we wpisie walentynkowy.
Fankom delikatnie podkreślonych ust polecam masełka do ust Loreal The Balm. Bardzo ładne, naturalne kolory i świetny zapach.


Jeśli chodzi o makijaż oczu, to do moich ulubionych tuszy mogę zaliczyć: VML So Couture, który z rzęsami robi istne cuda, nie osypuje się i jest genialnie czarny. Sympatią darzę również maskarę False Lash Effect Fusion oraz False Lash Wings, który aktualnie mam w zapasie :)


Nie może również zabraknąć lakierów. Najnowsza seria Rimmel by Rita Ora skradła me serce dzięki świetnej trwałości i pięknym, letnim kolorom. Miętowy pokazywałam ostatnio na instagramie. 
Nie mogłabym nie wspomnieć również o bardzo dobrej serii Salon Pro, charakteryzującej się dobrym kryciem i połyskiem oraz grubym, przyciętym pędzelkiem. Tutaj możecie zerknąć, jak prezentują się na paznokciach (koralowy-czerwony-szary).
Jako, że w niektórych sklepach znajdziemy również szafę Eveline warto zwrócić na nią uwagę. Aktualnie nie posiadam mojego ulubionego, nudziakowego odcienia lakieru, ale jeśli znajdziecie numer 496, to możecie brać go w ciemno. Szarość natomiast prezentuje się następująco. Akurat ta firma ma to do siebie, że w różnych seriach powtarzają się te same odcienie.

W ubiegłym roku moja wizyta w Rossmannie przebiegła spokojnie (obyło się bez ścisku i rozpychania łokciami;)), choć widok testowania przez klientki wszystkiego jak leci, bez względu na obecność testerów czy też nie napawał mnie optymizmem. Często również personel (z całym szacunkiem) wykazuje się niekompetencją otwierając produkty. Gdy macie zamiar kupić coś typowo na zapas, to proponuję rozważyć wybór produktu z szuflady u dołu szafy, gdzie znajduje się zazwyczaj mini magazynek. Jeśli w zasięgu wzroku znajduje się miła pracownica, to z pewnością nie będzie miała problemu z taką pomocą, jeśli poprosicie o wyciągnięcie świeżego, niemacanego kosmetyku. 

Jak przebiegła Wasza tegoroczna wizyta? Na co się skusicie?

Marka na dziś | Wibo + KONKURS

$
0
0

Kosmetyków Wibo używałam na długo zanim jeszcze zainteresowałam się dogłębnie tematem makijażu, a o blogu nawet nie śniłam. Często kusiła mnie niska cena i świetna dostępność, przy dobrej jakości produktów. Od miesiący w internecie pełno jest zachwytów nad rozświetlaczem- odpowiednikiem dużo droższej Mary Lou Manizer. Zachwyty podzielam, a stałe czytelniczki zapewne zdążyły już zapoznać się z moją opinią na jego temat. Dziś w kolejnym wpisie z cyklu Marka na dziś zapraszam na przegląd nowości tej marki. Które są godne polecenia, a które można sobie odpuścić?


Maskara Panoramic Lashes przypadnie do gustu osobom, które lubią duże szczoteczki z klasycznym włosiem. Ja niestety do takowych się nie zaliczam. Początkowo dość mocno sklejała rzęsy, ciężko mi się nim również maluje, mimo, że nie mam małych oczu. Formuła oparta jest na mini-włókienkach, które możecie nawet dostrzec na zdjęciu. Bardzo ładna czerń, ale co do samych właściwości mam mieszane uczucia, mimo, że po lekkim podeschnięciu jest już lepiej.


Kremowa baza pod cienie w głębokim słoiczku, który nieco utrudnia wydobywanie. Polecam więc użycie pędzelka. Posiada delikatne, niewidoczne na powiece drobinki. Odcień ma specyficzny, nieco szarawy, ale delikatnie wyrównuje on kolor powieki. Nałożone na nią cienie mają większą pigmentację, przyklejając się do niej. Jak radzi sobie z wydobyciem intensywności możecie zobaczyć tutaj.


Cienie Silk Wear to typowe przeciętniaki w tym przedziale cenowym. Wymagają użycia bazy, nie ma się co łudzić. Z jej użyciem wyglądają na oczach poprawnie. Ogromną trudnością stanowi dla mnie wydobycie ich z opakowania. Kasetka, mimo, że wygląda całkiem efektownie, to poszczególne cienie są malutkie i wąskie. Numer 2 to bardzo ładne, lekko połyskujące odcienie brązów i fioletu.


Ogromnym zaskoczeniem okazał się rozświetlający korektor pod oczy Deluxe Brightener, który bije na głowę dużo droższe! Spodziewałam się, że będzie lekko kryjący, jak to często bywa w przypadku takich produktów. Świetnie rozświetla, ma bardzo ładny, jasny kolor, wygładza skórę. Dodatkowo, całkiem dobrze kryje, u osób z niewielkimi cieniami w zupełności wystarczy. Mam jednak zastrzeżenia co do aplikacji, a może raczej mechanizmu. Chwilami ciężko wydobyć go z opakowania, a za moment jest go na pędzelku za dużo. Niemniej, przejdę się po kolejny egzemplarz, o ile załapię się jeszcze na promocję.


Wart uwagi okazał się być również Fixinig Powder, czyli nic innego jak półtransparentny puder matujący, w odcieniu jasnego beżu. Na prawdę dobrze matuje, przy mojej mieszanej cerze nakładam go tylko na strefę T delikatnie wciskając flat topem. Niestety, na opakowaniu brak jest składu, a w opakowaniu sitka, które znacznie ułatwiłoby życie podróżującym. Jest bardzo dobrze zmielony i niewyczuwalny przy na przykład rozcieraniu między palcami. Nie bieli skóry i nie podkreśla włosków.


Sporym zawodem okazały się pięknie prezentujące się długotrwałe pomadki Matte Intense. Przyzwyczajona do droższych odczuwam sporą różnicę. W moim mniemaniu są tępe i ciężko się aplikują, moim ustom nie zapewniają komfortu. Mimo cudnych kolorów, z bólem serca nie mogę ich polecić, choć wiem, że znalazły się ich zwolenniczki.


Do gustu jednak przypadły mi dobrze znane wszystkim pomadki do ust Glossy Temptation, które określiłabym jako szminko-błyszczyki. Nie dają mocnego koloru, ale dzięki nim mój codzienny makijaż nie jest aż tak strasznie nudny. Bardzo ładny połysk, noszą się również bardzo komfortowo ze względu na nawilżającą formułę. W moim przypadku utrzymują się dwie godziny, bez jedzenia i picia, ale za to przy zwyczajowym dla mnie słowotoku. Kto mnie zna, ten potwierdzi ;)

Do makijażu użyłam wspomnianego również wyżej rozświetlacza Diamond Illuminator
Dodatkowo WIBO.plufundowało dla Was trzy zestawy wakacyjnych kosmetyków :) Konkurs trwa tydzień, a zadanie konkursowe polega na kreatywnym udzieleniu odpowiedzi. Oczywiście, będzie mi bardzo miło, jeśli jesteście obserwatorami na facebooku, blogu tudzież instagramie, nie jest to jednak wymóg obowiązkowy.






Krótki regulamin konkursu WIBO


1. Konkurs organizowany jest przez alteregoblog.pl. Sponsorem nagród jest firma WIBO.
2. Konkurs trwa dwa tygodnie, do 06.05.2015 do północy.
3. Zadaniem konkursowym jest kreatywna odpowiedź na pytanie zawarte w formularzu oraz poprawne wypełnienie pozostałych pól.
4. Spośród wszystkich odpowiedzi wybranych zostanie trzech zwycięzców. Odpowiedzi nie będą opublikowane na blogu.
5. Jedna osoba może wysłać tylko jedno zgłoszenie.
6. Konkurs skierowany jest do czytelników wyżej wymienionego bloga.
7. Osoby niepełnoletnie powinny zapytać o zgodę na udział swoich rodziców.
8. Za wysyłkę nagród odpowiedzialny jest sponsor nagród. Czas oczekiwania na adres do wysyłki wynosi maksymalnie tydzień, w innym wypadku wybrana zostanie inna osoba.
9. Biorąc udział w konkursie wyrażasz zgodę na przekazanie danych osobowych w celu wysyłki kosmetyków (Dz.U.Nr.133 pozycja 883z późn. zm.)
10 Wyniki zostaną ogłoszone w ciągu czternastu dni od zakończenia konkursu.
11. Konkurs nie podlega przepisom ustawy z dnia 19 listopada 2009 roku o grach hazardowych (Dz. U. z 2009 roku nr 201, poz. 1540 z późn. zm.)
12. Regulamin wchodzi w życie wraz z dniem rozpoczęcia konkursu.W sprawach nie określonych w niniejszym Regulaminie zastosowanie mają przepisy Kodeksu Cywilnego oraz inne przepisy powszechnie obowiązujące. 

Aktualizacja włosów | maj

$
0
0

Pierwszy dzień maja oznacza nic innego, jak kolejną aktualizację włosów. Tym razem sprytnie wykonałam je ciut wcześniej, ze względu na mój wyjazd. Anecie i Sylwii dziękuję za sfotografowanie :))

Jeśli chodzi o kondycję to aktualnie nieco się buntowały, zwłaszcza jeśli chodzi o elektryzowanie i  brzydkie układanie się. Okazało się jednak, że brakowało im dłuższego olejowania. Po nocy z olejkiem Babydream i balsamie Babuszki Agafiii prezentowały się następująco. Niestety, pogoda zmieniała się co chwila, stąd ciężko było o odpowiednie oświetlenie, zwłaszcza, ze było w okolicy południa. Uznajmy jednak, że właśnie tak wyglądają na co dzień, bez flesza czy specjalnego Słońca.

można powiększyć

Ostatnio pisałam również o moich ulubionych kosmetykach do włosów, kogo wpis ominął to zapraszam TUTAJ.


Przypominam również o konkursie :)

http://www.alteregoblog.pl/2015/04/marka-na-dzis-wibo-konkurs.html


Ulubieńcy kwietnia | Lumene, Semilac, Pat&Rub, Annabelle Minerals, Wibo

$
0
0

Kolejny raz zastanawiając się co pokazać w ulubieńcach miałam ogromny problem. Początkowo znalazłam bowiem tylko trzy produkty, lecz po dłuższym zastanowieniu się uznałam, że znalazło się kilka innych kosmetyków godnych uwagi. Zawsze zazdroszczę dziewczynom, które co miesiąc chwalą się nowymi, ulubionymi znaleziskami. Chyba jestem wyjątkowo oporna w tym temacie ;)



Pat&Rub, rozświetlający olejek do ciała znalazłam razemz innymi produktami w linii słonecznej. Po wielu zachwytach muszę przyznać, że coś w sobie ma. Na ciele nie widać aż tak mocno drobinek, a skóra wygląda zdrowo, świetliście i bardzo apetycznie. Na ten moment stosowałam go wyłącznie na dekolt i nie zauważyłam zapychania. Ciekawe, jak będzie prezentował się na lekko opalonych nogach :) Do tego piękny zapach, choć nieco męski.


Krem CC Lumeneprzydał mi się podczas majówkowego wyjazdu, gdy nie potrzebowałam dużego krycia, a jedynie lekkie wyrównanie kolorytu, choć muszę przyznać, że nie jest ono wcale takie małe. Nawilżający, wymaga przypudrowania, ale u posiadaczek skór suchych sprawdzi się jeszcze lepiej.

Polubiłam się również zeyelinerem w pisaku z tej samej serii. Ładny odcień czerni, aplikator nie zasycha, również w kontakcie z cieniami do oczu jak na przykład Max Factor. Nie mogłabym nie wspomnieć o genialnym korektorze rozświetlającym pod oczy Wibo, o którym pisałam więcej TUTAJ.


Ponownie w tym miesiącu skusiłam się na trzecie już opakowanie najlepszego podkładu na lato, jakim jest Annabelle Minerals w odcieniu golden fairest.  Za moment zapewne będzie za jasny, ale wymieszam go sobie z ciemniejszym z formuły matującej. Pełną recenzję i efekty krycia możecie zobaczyć TUTAJ.


Największy okryciem miesiąca są hybrydy Semilac. Aktualnie nadal noszę odcień Mardi Gras i nie dziwię się tak wielu pozytywnym słowom na jego temat. Pokazywałam go na instagramie, ale sama marka zasługuję na osobny wpis, który niedługo. W tym momencie jestem posiadaczką czterech kolorów. Będzie ich więcej, coś czuję ;)



Dwa w jednym | Sleek, palety: See You At Midnight, Dancing Til Dusk

$
0
0
http://kosmetykomania.pl/

Produktów Sleek miałam okazję używać już wielokrotnie. Zdecydowana większość przypadła mi do gustu, a ulubioną paletą do makijażu oczu nadal pozostaje Oh So Special, która ostatnio zaliczyła upadek i aktualnie składa się z dwóch części. Która wielbicielka tej marki jednak tego nie doświadczyła? Pozostaje mi rozejrzeć się za kolejnym egzemplarzem, zwłaszcza, że kilka odcieni już dotknęło dna.

Stosunkowo nowością w asortymencie są palety zawierające również róże do policzków. Najbardziej ciekawi mnie nadal Rose Gold, ale w żadnej z nich, niestety go nie znajdziemy.  Pisze to osoba, która z różami zawsze jest na bakier ;)


See You At Midnight to połączenie klasycznej palety Vintage Romance z różem matowym Antique oraz połyskującym Pomegranate. Trzy cienie to typowa, sleekowa perła, ładna i nienachalna. Brąz zawiera drobinki brokatu. Pigmentacja jest jak zawsze bardzo dobra, osypywanie się jest niewielkie, a ze względu na zawartą w składzie parafinę konsystencja jest lekko mokra. Wpływa to oczywiście na łatwość w blendowaniu. Pisała o niej Agu i jeśli jesteście zainteresowane to kieruję oczywiście na jej bloga:)


Wersja Dancing Til Dusk mniej przypadła mi do gustu ze względu na bardzo ciepłe odcienie, w których nie czuję się za dobrze. Cieszę się więc, że nie zdecydowałam się swego czasu na paletkę Au Naturel, z której to pochodzą cienie. Dodatkiem jest znów matowy różSaharaoraz Mirrored Pink.
Całe szczęście palety z tej serii są magnetyczne i nie ma obaw o straty paznokci czy trudności w otwieraniu. Duże lusterko również bywa przydatne, zwłaszcza w podróży.


W delikatniejszej palecie znajdziemy dwa cienie matowe i dwa perłowe, bardziej naturalne i na co dzień.


Zważywszy na fakt, że jeden róż (8 gramów) to koszt około dwudziestu dwóch złotych, a cała paleta (9 gramów) kosztuje czterdzieści trzy na kosmetykomania.pl może być to dobra inwestycja. Pod warunkiem jednak, że całość kolorystyki się Wam spodoba.



Sztuka Mydła | Naturalne mydła w pielęgnacji ciała i twarzy

$
0
0

Wydawać by się mogło, że mydło to produkt tak często używany, że mało kto przywiązuje do niego większą wagę. Jednak wraz z rozwojem kosmetyki, co raz większą świadomością w kwestii pielęgnacji skóry oraz nagminnie występujących alergiach firmy wyszły nam na przeciw tworząc specjalistyczne produkty. Jedną z nich jest Sztuka Mydła, gdzie wytwarza się je ręcznie z najlepszych, naturalnych surowców. Z szerokiego asortymentu firmy wybrałam trzy, zupełnie różne mydełka. Jak się u mnie sprawdziły w kwestii pielęgnacji twarzy i ciała? Przeczytacie dalej. ;)


Z każdej kostki odkroiłam niewielki kawałek i starałam się je przechowywać zgodnie z zaleceniami, pozostawić do wyschnięcia i unikać późniejszego, niepotrzebnego kontaktu z wodą. Wszystkie tworzą delikatną, przyjemną pianę. Sięgam po nie maksymalnie dwa razy w tygodniu ze względu na dobre właściwości myjące. Poprawnie stosowane nie przesuszają, ani nie powodują mocnego ściągnięcia, choć nie ma co ukrywać, po takim zabiegu warto jest nałożyć coś równie odżywczego.

 Skład: zmydlona oliwa, zmydlony olej kokosowy, zmydlony olej palmowy, gliceryna, zmydlone masło kakaowe, zmydlony olej ze słodkich migdałów, woda/mus dyniowy, zmydlony olej rycynowy, naturalne olejki eteryczne (cytrynowy, pomarańczowy, goździkowy), mielone płatki owsiane

Dynjo, które prezentuje się iście pozytywnie, nawet tylko ze względu na urocze opakowanie to połączenie dynii bogatej w beta karoten, masła kakaowego, oleju ze słodkich migdałów. Płatki owsiane mają za zadanie delikatnie peelingować, jak również wygładzić i ukoić skórę, bo zapewne wiele z Was słyszało o myciu nimi twarzy solo, sposób ten bardzo polecam zwłaszcza przy podrażnionej cerze. Samo mydełko w tej kwestii bardzo polubiłam, również za przyjemny zapach, mieszankę nut pomarańczy, cytryny i goździków, które są wyczuwalne i zaostrzają całość.

Skład: zmydlona oliwa, zmydlony olej kokosowy, zmydlony olej palmowy, gliceryna, zmydlone masło kakaowe, zmydlony olej ze słodkich migdałów, woda, suszone błoto z morza martwego, naturalne olejki eteryczne (lawendowy, pomarańczowy, grejpfrutowy), zmydlony olej rycynowy

Błototo spisuje się idealnie do głębszego oczyszczenia, w tym również ramion i dekoltu, która lubi sprawiać problemy. Błoto z Morza Martwego oczyszcza pory i detoksykuje skórę. Ze wszystkich trzech pachnie najbardziej specyficznie, nie rozpoznałabym zastosowanego tutaj grejfruta, pomarańczy i lawendy. Całość jednak wpisuje się w mój gust. 

Skład: zmydlona oliwa, zmydlony olej kokosowy, zmydlony olej awokado, gliceryna, woda, zmydlone masło shea, naturalne olejki eteryczne (cytrynowy, lawendowy), suszone kwiaty lawendy

Lawendziak to jak wiadomo istna gratka dla osób, które przepadają za naturalnym zapachem lawendy. Sama się do nich zaliczam, choć kiedyś zupełnie nie pojmowałam fenomenu jej uspokajającego działania. Głównie z tego względu sięgałam po nie częściej przy wieczornym demakijażu, tonizuję skórę i nakładam odżywczy krem. Bazą w składzie jest olej awokado i masło shea. 


Mydełka występują w dwóch gramaturach: 100 i 50 gramów za siedem i trzynaście złotych. Wydawać by się mogło, że to więcej niż drogeryjne, jednak gdy zastanowić się nad dobrą wydajnością, przemyślanym składem, ciekawym designem to nie jest to znowu aż tak wiele. Swoimi podzieliłam się z koleżanką, również fanką naturalnej pielęgnacji i czekam na jej relację. Śmiem twierdzić, że jest to dobry prezent dla osób będących w temacie. :)



Konkurs Wibo | Wyniki

$
0
0

Po przejrzeniu masy zgłoszeń żałuję, że do wygrania było tylko trzy zestawy. Kolejny konkurs jednak wkrótce. Tymczasem, zestaw kosmetyków ufundowanych przez WIBO leci do:

ENNKA
KOCIMIĘTKA
JOANNA- goxxxx.joanna@gmail.com



Czekam na odzew mailowy.



Przy okazji przypominam o ostatnim wpisie, który nie wiedzieć czemu nie wyświetlił się wszystkim w blogrollu. 

KLIK







Annabelle Minerals jeszcze raz | Korektory: Light, Medium, Dark

$
0
0

Odkąd zaprzyjaźniłam się na dobre z podkładem Annabelle Minerals w formule matującej polecałam go nie raz. Aktualnie sięgnęłam po trzecie już opakowanie i nadal pozostaję wierna przekonaniu, że nie ma nic lepszego na lato niż minerały. Z czasem jednak moja skóra stwarza większe problemy, stąd konieczność większego krycia. Wraz z marką zapraszam więc na krótki przegląd korektorów.




Do wyboru w całej kolekcji znajdziemy trzy odcienie: light, medium oraz dark. Porównując do ilości kolorów we wspominanych podkładach ta liczba może okazać się nie wystarczająca. Wszakże to właśnie za genialną gamę kolorystyczną dopasowaną do karnacji Polek cenią sobie blogerki, jak również klientki. Z doświadczenia wiem, że wiele osób, którym polecałam ich produkty są równie zadowolone jak ja.

Z moim podkładem w odcieniu golden light najlepiej sprawdza się medium, co dziwne, bo byłam przekonana, że przy mojej bladości bardziej adekwatny będzie jednak najjaśniejszy. Jest on moim zdaniem również najładniejszy, najbardziej naturalny w porównaniu z resztą. Warto wspomnieć, że to właśnie light wpada w kolor pistacjowy, przez co pozwala ukryć zaczerwienienia. 


Standardowy słoiczek z czarną zakrętką mieści aż cztery gramy produktu. Całe szczęście zostało wyposażone w zakręcane sitko, czego niestety nie mogę powiedzieć o najmniejszej pojemności standardowych kosmetyków (najciemniejszy odcień z kolekcji podkładów używam jako bronzer).

Przede wszystkim, jak stosować korektor mineralny? Na pewno nie nadaje się on pod oczy, czy do dla posiadaczek skóry suchej. Mimo dość "mokrej" przy rozcieraniu konsystencji działają nieco wysuszająco. Ma to swoje plusy, przy stosowaniu na wypryski przyśpiesza ich gojenie. Jeśli jednak dokuczają nam pozostałości po nich, suche skórki i ranki to może on je nieestetycznie podkreślać.
Na ten moment, jest niezastąpiony, ratuje mnie w przypadku nagłego wysypu niedoskonałości. Mogę stosować go bez obaw o zapchane pory. Najczęściej aplikuję go pędzelkiem, a okolicę w około delikatnie wklepuję palcem.



Aktualnie moja cera przeżywa gorszy okres, wprowadziłam pewne zmiany w pielęgnacji i liczę, że będzie lepiej. Kluczem w stosowaniu korektora jest dobre rozblendowanie. Najlepiej nakładać go już na podkład.


Świetnie sprawdza się również, gdy danego dnia potrzebuję większego krycia, dodaję odrobinę do podkładu, mieszam i aplikuję pędzlem typu flat top lub zmoczoną gąbką Beautyblender. Jak już wspominałam, ten ostatni sposób pozwala na jeszcze naturalniejszy efekt, wilgoć bowiem zabiera z cery pudrowość, całość lepiej się wtapia i utrzymuje. Jeśli jesteście zadowolone z podkładu, to korektor również powinien przypaść Wam do gustu.


Pojedynczy korektor o masie czterech gramów kosztuje 39,90 i przysięgam, wystarcza na wieki :)


Zobacz również:



Nowy, uniwersalny ulubieniec | Wellness & Beauty kwiat wiśni & ekstrakt z róży

$
0
0


Czasem zdarza się, że zupełnie nieoczekiwanie odkrywamy genialny kosmetyk, który ciężko odstawić na półkę. Tak też było w moim przypadku z rossmannowym olejkiem z serii Wellness & Beauty, który długo przeleżał, czekając na swoją kolej. Co mnie zniechącało? Ekstrakt z róży. Obawiałam się zapachu, za którym nie przepadam. Zaskoczenie jednak było ogromne.


Nuta zapachowa bowiem zupełnie nie przypomina znanej mi, gdzie najczęściej kojarzyła mi się ona ze starszymi paniami, hojnie skropionymi dusznymi perfumami. Typowej róży więc tutaj nie ma. Jak pachnie natomiast kwiat wiśni? Nie ukrywajmy, to zadanie ciężkie do opisania, zwłaszcza, że nie posiadam daru opowiadania o tak subiektywnych odczuciach w piękny sposób. Napiszę jednak, że kompozycja obu okazała się bardzo relaksująca, nieoczywista i otulająca, niczym miękki koc. Świetnie nawilża skórę i szybko się wchłania.


Świetnie sprawdza się do nawilżania ciała po kąpieli, zwłaszcza, jeśli dokucza nam stres. Nie jestem i nigdy nie byłam fanką balsamowania skóry, ale wieczorny rytuał przy wykorzystaniu tego olejku jest wart zdecydowanie więcej niż dziesięć złotych, które należy wydać na niego w sklepie.
Sprawdza się również w kwestii olejowania włosów, zabezpieczania końcówek czy też rozpuszczania trwałego makijażu. Przy tym pierwszym zastosowaniu warto wspomnieć, że zawarta w nim rycyna może przyciemniać odcień pasm.


Jeśli chodzi o zmywanie go to również nie ma problemu i nie udało mi się jak dotąd zafundować sobie bad hair day.

Całą serię Wellness & Beauty uważam za niebywale udaną, zarówno jeśli chodzi o działanie, a także cenę, opakowania i składy.  W tym przypadku mogę przyczepić się jedynie pompki, która nieco się zacina i w łatwy sposób można pobrudzić wszystko w około. Więcej minusów nie znajdę, choćbym nie wiem jak szukała. Niedługo szykuje się wypad do drogerii po kolejny egzemplarz, choć ciekawią mnie inne wersje zapachowe.
Polecam, nie oderwiecie się od niego tak łatwo!
 

Marka na dziś | I Heart Make Up + 10% rabatu na urodomania.com

$
0
0

A może powinnam napisać Make Up Revolution, gdyż powszechnie wiadomo już że I Heart Make Up stanowi odrębną linię produktów. Nie rozdrabniajmy się jednak, na szczegóły przyjdzie czas, bowiem mam do zaprezentowania kilka produktów godnych polecenia. :)

Ktoś jest w stanie odmówić sobie czekolady? Paleta Death By Chocolate to jedna z trzech propozycji marki. Wśród 16 cieni znajdziemy cztery matowe, dwa matowe z drobinkami, dziewięć perłowych oraz jeden satynowy. Niezmiernie podoba mi się przemyślane rozwiązanie wielkości jasnych matów, których jak wiadomo, używa się najczęściej i w największej ilości. Gramatura całej palety wynosi 22g.


Paleta Iconic zupełnie mnie nie porwała, mimo, że była tak głośno zachwalana, przez co do tej podeszłam zupełnie bez przekonania. Kasetka wykonana jest bardzo porządnie, jest dość ciężka, z dużym lusterkiem. W miejsce na pacynkę spokojnie zmieści się jeden, podstawowy pędzelek. W opakowaniu znajdziemy również folię z podpisami cieni. O wiele bardziej wolałabym, aby były podpisane na spodzie, ale nie można mieć wszystkiego.


Co mnie tak zachwyciło w tej palecie? Wspaniała pigmentacja, piękne kolory oraz aksamitna konsystencja. Cienie są bardzo drobno zmielone, świetnie się blendują. Maty, jak to maty, mogą się delikatnie osypywać. Za każdym razem gdy miałam wykonany nią makijaż oczu słyszałam komplement lub zapytanie o markę. To mówi samo za siebie. Mają w sobie to coś, czego brakowało mi w Iconic. Warto jednak wspomnieć, że cena jest dwukrotnie wyższa, wynosi bowiem czterdzieści złotych. Moim zdaniem jednak warto, z chęcią zapoznam się z inną wersją kolorystyczną.


Szminka o bardzo adekwatnej nazwie odcienia Ken Will Want me to cukierkowy, dość ciepły kolor, który niestety, niespecjalnie mi pasuje. Dobrze wiecie, że zdecydowanie lepiej czuję się w chłodniejszych tonacjach. Zakupy internetowe bywają nieco złudne.


Jeśli chodzi natomiast o same właściwości pomadki, to jest ona bardzo lekka, nawilżająca, gładko sunie po ustach. Nie wysusza i równo się zjada, a bez jedzenia i picia wytrzymuje około dwie godziny. Patrząc na opakowanie natomiast nietrudno o skojarzenie z firmą MAC. Jakby nie było, produkt wygląda bardzo efektownie.


Matowa baza pod cienie jest największą, z jaką miałam styczność. 14g wystarczy mi chyba na wieczność. Konsystencję określiłabym na bardzo lekką, delikatnie silikonową. Wygładza powiekę, wyrównuje jej koloryt. Nie należy do typu lepkich, do których cienie przyklejają się, co może czasem utrudniać rozcieranie cieni. Nieco wzmacnia intensywność cieni i przedłuża trwałość. W kwestii primerów wciąż szukam ideału, choć nie jest to zły produkt. Ot, średniaczek, nad którym można się zastanowić, jeśli irytują Was wszędobylskie drobinki.


Równie często polecane były wypiekane rozświetlacze z serii serduszek. Sam pomysł uważam za ciekawy, choć co do jakości opakowania mam pewne zastrzeżenia. Skupiając się jednak na zawartości, Goddess Of Faith to produkt o wyjątkowym odcieniu. Nie jest bowiem ani bardzo złoty, ani chłodny. W porównaniu z szampańską Mary Lou wypada jednak bardziej różowo. Daje piękne rozświetlenie, nie pyli zbyt mocno przy aplikacji. Można z nim przesadzić, radzę więc uważać. Zachwyty uważam za uzasadnione ;) 10g to koszt dwudziestu pięciu złotych.


Jeśli miałabym wybierać, to do ulubieńców z IHM mogę zaliczyć wspomniane wyżej serduszko i paletę cieni. Urodomania.com, która przesłała mi produkty do recenzji zapewnia 10% rabatu na cały asortyment sklepu do końca tygodnia. Kod: ALTEREGO


Viewing all 314 articles
Browse latest View live