Quantcast
Channel: alteregoblog.pl | blog kosmetyczny, blog urodowy
Viewing all 314 articles
Browse latest View live

Czego nie mówią o posiadaniu długich włosów |

$
0
0

Próba rozczesania na wietrze włosów w ewidentny bad hair day spowodowany słońcem i morskimi kąpielami ;)
Nie udało się. 
Prawie całe swoje życie mam długie włosy. O ile w związku z jutrzejszą wizytą u fryzjera chodzą mi po głowie myśli, czy nie obciąć więcej niż zawsze, to na co dzień jestem z nich zadowolona. Zdarzało mi się słyszeć komplementy na ich temat, ale znacznie częściej pada pytanie czy nie przeszkadzają mi w normalnym życiu, a może pielęgnacja jest wyjątkowo uciążliwa? Poniżej krótki spis codziennych problemów pierwszego świata według posiadaczki długich włosów. 


1. Gdy je zapuszczasz, rosną w ślimaczym tempie...
2. ...jednak gdy długość jest perfekcyjna, w ciągu dwóch tygodni z pewnością się z nią pożegnasz.
3. Po osiągnięciu wymarzonych włosów do pasa/talii/biustu stwierdzasz, że są zbyt problematyczne lub zupełnie do Ciebie nie pasują.
4. Masz swoje ulubione kosmetyki, a mimo to kupujesz nowe...
5. ...po czym okazuje się, że nowości wcale nie są genialne, więc stoją i zagracają łazienkę.
6. Gdy już zapuścisz włosy ciężko się z nimi rozstać i boisz się zmian...
7. ...tak samo jak fryzjerów.
8. Wielkie wyjście? Bad hair day gwarantowany.
9. Piżama day? Układają się najpiękniej w całym Twoim życiu.
10. Wiatr? Nie oczekuj, że będą wyglądać jak w amerykańskich filmach.

11. To tylko standardowy włos w jedzeniu, nic nowego.
12. Strączkowanie. Tego nie trzeba wyjaśniać.
13. Czesanie ich po wyjściu z domu to zazwyczaj mission impossible. 
14. Wydałaś trzydzieści złotych na szczotkę?!
15. Dzielenie łóżka z inną osobą zazwyczaj skutkuje takim widokiem:

16. Lato? GORĄCO.
17. Zima? Wplątują się w szalik, kurtkę i zamek.
18. Bieganie i większość sportów bywa nieco utrudnione
19. Czego wynikiem jest, że stanowczo zbyt często je poprawiasz i wciąż się rozpraszasz
20. Zwykłe wypadanie najczęściej przeradza się w istną inwazję włosów na podłodze, dywanie, poduszce i wannie,
21. Frotki do włosów giną w zastraszającym tempie, a wsuwkami znaczysz teren.


Co nie zmienia jednak faktu, że piękne, niekoniecznie długie włosy sprawiają, że czujesz się i wyglądasz lepiej :)


Dopiszecie coś do listy?
PS. Poprzez błędy w szablonie wpis mógł ukazać się kilkukrotnie, wybaczcie.

Masa nowości Freedom Makeup London | Rabat -20% w ekobieca.pl

$
0
0

Na fali popularności marki Make Up Revolution producent nie poprzestaje i wypuszcza nowości pod szyldem Freedom Makeup London. Przyznam, że o ile wcześniej podchodziłam do nich bardzo sceptycznie, ale paleta czekoladowa przekonała mnie, że można znaleźć tu prawdziwe kosmetyczne skarby. Z Ekobieca.pl wybrałam do prezentacji, a później mam nadzieję, recenzji sporo produktów. Jest z czego wybierać! Dodatkowo, drogeria ma dla Was rabat -20% na te smakołyki. Wszystkie swatche znajdziecie na końcu wpisu.


Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że kosmetyki, palety zwłaszcza wyglądają po prostu porządniej. Plastik jest lepszy jakościowo, a całość solidniejsza. Nie wiem jak Wy, ale ja mam słabość do wypiekanych kosmetyków do twarzy. Skusiłam się więc na kasetkę róży i bronzerów (Pro Blush Palette Bronze & Baked, 15g). Wykończenia są różnorodne, od matu (ciemny brąz) po złotą taflę (najjaśniejszy) po mocno połyskliwe, jak i satyny (po przekątnej, z prawej do lewej). Cena wynosi 30 złotych, z rabatem 24. 


Kolejną paletką jest zestaw sześciu korektorów do twarz Pro Correct Palette, 6g. Pomiędzy kolorami różnią się nieco kremowością, ale absolutnie nie można powiedzieć, że są tępe. Nie zawierają parafiny w składzie. 25 złotych/20 po rabacie. 
Do gustu bardzo przypadła mi mała paletka cieni, której nie można odmówić podobieństwa do Iconic. Pro Shade & Brighten Stunning Rose Kit (5,6g) zawiera dwa matowe, dwa połyskliwe i trzy, mocno błyszczące cienie. Te ostatnie świetnie sprawdzają się nakładane palcem, wklepywane na mokro dla większego nasycenia. W sobotę malowałam nią koleżankę na ślub i żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia makijażu oczu. W połączeniu z ciemnym kącikiem odcienie różu przepięknie podkreśliły niebiesko-zielone tęczówki. Do wyboru jest kilka wersji kolorystycznych, jak również wykończeń. Cena śmiesznie mała, zwłaszcza po obniżce z 12,50 na 10 złotych. 


Mimo, że nie jestem fanką różu i jak wiecie, nie używam ich prawie wcale, nie mogłam przejść obojętnie obok odcienia Beyond , bardzo przypominającego mi znanego Sleeka. Niestety, w tym momencie nie mam możliwości porównania ich na żywo, ale koralowy kolor ze złotym połyskiem z pewnością znajdzie swoje fanki. Cena 5 złotych, po obniżce jeszcze mniej ;) 


góra od lewej: base 204 (mat), nude 206, nude 207, dół od lewej: glited 217, glited 218,  base 202 (lekki połysk)
Najbardziej z całej paczki spodobały mi się pojedyncze cienie Mono Eyeshadow , które również kosztują grosze. Wykończenie Glited, mocno połyskujące, wielowymiarowe skradło moje serce. Świetna pigmentacja. Z odcieni neonowych nie wybrałam nic, celowałam bowiem w codzienny makijaż, ale warto wspomnieć, że takowe również są.


Szminki również po pierwszych testach oceniam na plus. Mocne krycie i pigmentacja, lekka formuła. Wybrałam intensywne odcienie Pro Now Lipstick Red Wine 109 oraz fuksjowy Candy Sweet 102. Koszt również zawrotny, bo 5 złotych, po rabacie 4. Gratka dla dziewczyn, które poszukują dobrej jakościowo szminki, w niskiej cenie, ale boją się, że odważny kolor nie będzie im pasował. 
Jeśli chodzi o eyeliner Ultra Black to wspomnę jedynie, że czerń jest bardzo nasycona, wykończenie matowe i swatche bardzo ciężko było mi zmyć z dłoni, po porównaniu go z moim aktualnie ulubionym Eveline. 


A przesyłka do punktu pocztowego w drogerii po przedpłacie, niezależnie od wagi tylko 3,99 zł.



Aktualizacja włosów | sierpień

$
0
0

To chyba jedna z najbardziej spóźnionych aktualizacji, ale mogę ogłosić, że moje publiczne marudzenie na długość zostało zakończone. Co prawda wszystko do czasu, bo za jakiś czas będę się martwić poszukiwaniem fryzjera w Lublinie. Zdjęcia zostały wykonane w sobotę, chwilę przed wyjazdem na ślub koleżanki, a jak to bywa przy większych wyjściach- bad hair gwarantowany, co tylko potwierdza słuszność mojej tezy z ostatniego wpisu. Nie podcięłam dużo, teraz myślę nawet, że może za mało, ale cóż, trudno ;)

Zdecydowanie brakowało im dociążenia, były zbyt lekkie i mało mięsiste. Po kolejnych zabiegach, czyli olejowaniu na kilka godzin i nałożeniu balsamu Babuszki Agafii prezentowały  się znacznie lepiej. Co prawda warunki do fotografowania były inne, lecz nie używałam flesza.


Pomarańczowa ściana wygląda, jak gdybym została doklejona w Paincie, ale zgodnie z zasadą jak się nie ma co się lubi...mi pozostaje pilot zamiast fotografa.;)


Nowości Annabelle Minerals | Puder rozświetlający i matujący

$
0
0

Jak wiecie od dawna mój codzienny makijaż opiera się na minerałach. Cenię je sobie za lekkość, całkiem dobre krycie, genialne kolory i brak zapychania. Mowa tu oczywiście o Annabelle Minerals, które niejednokrotnie już gościło na blogu. O ile wciąż nie mogę się doczekać rozświetlacza (a wierzę, że niedługo ten brak zostanie uzupełniony) to aktualną nowością w ofercie są pudy: rozświetlający i matujący.


Opakowania standardowe, z zakręcanym w środku wieczkiem, co zawsze przydaje mi się w podróży. Porównując odcienie Pretty Glow (rozświetlający) oraz Pretty Matt można zauważyć różnice, ten ostatni jest zdecydowanie bardziej żółty. Na twarzy jednak nie dają żadnego koloru, stąd można rzec, że są prawdziwie uniwersalne. Podczas rozsmarowywania pudru między palcami czuć delikatną kremowość, charakterystyczną dla Annabelle. Są również bardzo drobno zmielone.


Aktualnie przepadam właśnie za wersją rozświetlającą, coraz bardziej odbiegam od intensywnego krycia i irytuje mnie zbyt mocno pozbawiona naturalnego błysku twarz. Pretty Matt co prawda nie gwarantuje płaskiego matu, lecz bardzo naturalne wykończenie, ale jako, że mój makijaż ostatnio jest ekstremalnie minimalistyczny to po Pretty Glow sięgam chętniej. Nie daje on widocznego błysku czy nachalnych drobinek, cera po jego użyciu prezentuje się na prawdę dobrze, zdejmuje nieco zmęczenia i ukrywa drobne zmarszczki.

Skład Pretty Matt: Składniki: Mika, Bambusa Arundinacea Stem Powder, Silk, CI 77491, CI 77492
Skład Pretty Glow:
 
Składniki: Mica, Zinc Oxide, Silk, Kaolin, CI 77491, CI 77492, CI 77493

Pudry występują jedynie w jednej pojemności, 4 g. Za słoiczek należy zapłacić 49,90 złotego, ale z uwagi na fakt, że produkty mineralne są szalenie wydajne, oba wystarczą mi na długo. Teraz marzą mi się wersje prasowane, tak samo jak i wspomniany rozświetlacz. Myślę jednak, że mimo to któryś z nich będzie wędrował ze mną w podręcznej kosmetyczce na co dzień :) 

Dostępność tradycyjnie, w sklepie Annabelle Minerals lub w salonie w Warszawie, gdzie byłam jakiś czas temu i zostałam świetnie obsłużona. Jeśli zastanawiacie się nad zakupem podkładu, czy innego kosmetyku to polecam gorąco zajrzeć na Mokotowską 51/53. Pracujące panie z pewnością doradzą, a i chętnie obdarują Was próbką dla przekonania się, czy odcień na pewno jest odpowiedni.

Zajrzyj również:
Annabelle Minerals, podkład matujący po roku stosowania+ efekty krycia
Annabelle Minerals, korektory do twarzy



Wishlist | jesień 2015

$
0
0

Jak zapewne większość z Was wyczuwam już w powietrzu jesień. Przełom sierpnia i września zawsze lubię najbardziej, przypominają mi się czasy, gdy jeszcze chodziłam do szkoły (choć to wcale nie było tak dawno!). Nieco zbyt refleksyjnie, jednak otulanie się ciepłym szalem, relaks z książką przy gorącej  herbacie ma zdecydowanie swój urok. Czeka mnie urządzanie mojego parapetu, zapewne jak rok temu postawię na wrzosy. Wraz ze zmianą aury jednak poczyniłam krótką listę niezbędnych ubrań. Niechętnie przyznam, że chodzenie po sklepach to jeden z moich znienawidzonych sportów...Niezmiernie rzadko czynię spontaniczne zakupy, o wiele lepiej odnajduję się w ciuchlandach, choć obiecałam sobie, że tutaj również wprowadzę nieco więcej rozsądku.


Marzy mi się coś innego, niż czarny, choć klasyczny w połączeniu z resztą mojej ciemnej garderoby jakoś mnie już nie przekonuje. Nie wiem, czy postawiłabym na szarość, ale na stronie prezentuje się całkiem ładnie. Równie dobrze czuję się w ciemnej, butelkowej zieleni, 
Nie przekonują mnie nieco te frędzle z przodu, ale połączenie oksfordów ze stabilnym obcasem, to coś dla mnie. Szukam butów, bardziej eleganckich niż sportowe, ale mimo to, wygodnych. Trudne zadanie.
Z torebkami mam ten problem, że zazwyczaj po zakupie nie jestem z nich zadowolona, albo okazuje się, że nie spełniają moich wymagań. Najbardziej lubię te w stylu retro, nieco babcine, jak kto woli. Ta urzekła mnie ze względu na kolory, ale na zdjęciach na żywo prezentuje się nieco...tanio? Zerknijcie same. 
Ulubionym motywem jest oczywiście kratka, nikogo tu nie zszokuję. W ubiegłym roku udało mi się dorwać szalik w odcieniach szarości, ale czy ta czerwień nie prezentuje się pięknie?
Znów dylemat. Kupno butów to w moim przypadku największa kara, głównie ze względu na mały rozmiar, szczupłą stopę z wysokim podbiciem. Czy mogło być gorzej? Pocieszam się, że tak, bo na szczęście nie muszę szukać rozmiarów z typową połówką. 
Zieleń, nieco sportowy krój, czyli coś, co lubię. Spodobała mi się u jednej z vlogerek, ale na moje nieszczęście ma ona boską sylwetkę (MsDoncelitta, oglądacie?). Uznajmy to za motywację do dalszych ćwiczeń siłowych.
To tylko kolejna, czarna (a jakże) bluza z napisem, podobna do tej, jaką otrzymałam w święta od Annabelle Minerals. Na leniwe weekendy w sam raz. 
Dowód na to, że lubię sobie przeczyć. Czarnego płaszcza nie chcę, ale ekoskórka już bardzo by mi się przydała. W Sinsay widziałam podobne w bardzo przyjemnej cenie, ale znając moje szczęście, żaden egzemplarz na mnie nie czeka w sklepie. 
Kto mnie zna, ten wie, że taki odcień błękitu jest jednym z moich ulubionych. Postanowienie na jesień? Częściej zakładać koszule i spódnice, o ile pogoda pozwoli :)


Wybieracie się na podbój sklepów? Jakieś określone cele? 
A może tak jak ja, czyli Standardowa Paulina będzie odkładać zakupy w nieskończoność, a potem przeklinać siebie, że w sklepach już nic nie ma? ;)

Nowe kamuflaże w płynie Catrice | Jak wypadły względem tradycyjnych kremowych?

$
0
0

O kamuflażach Catrice wspomniała już chyba każda, szanująca się blogerka. O ile kupno często wiązało się ze sporymi problemami (nie wiem, czy tylko u mnie w Drogerii Natura wiecznie świecą pustkami?) to warto było się za nim nieco pouganiać. Zdradliwe światło w sklepie zrobiło swoje i kolor oznaczony numerem trzecim uznałam za odpowiedni. Niestety, prawda była inna, choć po wakacjach w Hiszpanii sprawdzał się dobrze. Konsystencję chyba wszyscy znają, kremowa, dość ciężka, jakby nie patrzeć. W z nadejściem września Cosnova przygotowała wodoodporne kamuflaże w płynie, o których chciałabym dziś napisać.


O ile w przypadku starszego brata mamy do wyboru trzy odcienie, to tutaj, niestety tylko dwa. Na szczęście są dość jasne, a dwójkalight beige sprawdza się u mnie świetnie. Na instagramie jedna z Was wspominała, że ciemnieją w kontakcie ze skórą. Nic takiego nie zauważyłam, często jest to bardzo indywidualna kwestia, ale warto o tym wspomnieć. 


Opakowanie z gąbką zawiera 5 ml produktu. Posiadają dość mocny, przyjemny zapach. Najważniejsze jest jednak działanie. Oczywiście, w porównaniu z tradycyjnym kamuflażem są zdecydowanie lżejsze, lepiej stapiają się ze skórą, nie odznaczają się na niej. Nie wymagają również aż tak dużego przypudrowania. Są lekkie i bardzo dobrze się utrzymują. A co najważniejsze, krycie jest również na bardzo wysokim poziomie. Przy codziennym stosowaniu nie zauważyłam, aby negatywnie wpływały na okolicę pod oczami, a skupiłam się korygowaniu moich zasinień. Myślę jednak, że dla wielu osób wciąż może być to zbyt ciężki produkt do takiego zastosowania, ale  z zaczerwienieniami cery również dobrze sobie radził.

Bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły i cieszę się, że miałam okazje je wypróbować, zwłaszcza, że ze snem byłam ostatnio mocno na bakier ;) Ciekawi mnie, jak wypadłyby w porównaniu ze słynnym Collection 2000, ale prócz jednego lub dwóch stosowań u koleżanki nie miałam z nim dużej styczności.


Reasumując, we wrześniu warto zajrzeć do szafy Catrice (oby tylko nie świeciła pustkami, jak zawsze;) ). Cena za jeden egzemplarz to 14,99 złotego. Recenzowała je również Marta, z bloga Lusterko- Em, gdzie oczywiście polecam zajrzeć. 


Peelingi Sylveco | Który lepszy do skóry tłustej?

$
0
0

Wielokrotnie wspominałam, że jedną z moich ulubionych metod głębokiego oczyszczania twarzy jest peeling korundem. Tani, szalenie wydajny i przede wszystkim: konkretnie działa. Równie chętnie sięgam również co prawda po wersje enzymatyczne, w przypadku pielęgnacji na szybko, głównie za możliwość użycia ich pod prysznicem. Jednak jeśli chodzi o moc działania, korund nie ma sobie równych i żałuję, że tak późno go odkryłam. Nie mogłam więc przejść obojętnie wobec nowości markiSylveco, a także wobec wszelkich zachwytów na ich temat. Wybór był trudny i ostatecznie trafiły do mnie obie wersje. 


Pierwsze, co je różni i moim zdaniem najważniejsze to konsystencja. Bazą peelingu wygładzającego jest olej palmowy, więc jak łatwo się domyślić przypomina ona bardziej gęste masło niż krem, jak w przypadku oczyszczającego. Oba posiadają delikatne, nieco ziołowe i naturalne zapachy. 



Ku mojemu zdziwieniu o wiele chętniej sięgam po wersję wygładzającą. Stosując ją zwłaszcza na suchą skórę działanie korundu czuć intensywnie, czyli tak jak lubię. Nie ma obaw o podrażnienie, choć jak to w przypadku peelingów mechanicznych nie polecałabym ich w przypadku pojawiających się stanów zapalnych. Obawiałam się tłustej warstwy po zmyciu, nic takiego jednak nie miało miejsca, skóra była miękka i nawilżona, choć nie ukrywajmy, delikatny film był wyczuwalny. Z obawy o ewentualne zapychanie przecieram twarz szczoteczką. Świetnie sprawdzi się zimą, lub w przypadku cer przesuszonych i normalnych.
Oczyszczający dzięki zawartości olejku herbacianego działa bakteriobójczo, co jest wyjątkowo pożądane przy skórze tłustej, mieszanej, czyli takiej jak sama posiadam. Wybierałam go w chwilach, gdy stawała się wyjątkowo kapryśna, zaczerwieniona. Zmywa się bez problemu ale oczyszcza trochę gorzej, życzyłabym sobie aby był nieco gęstszy. Brakuje mi tu tej konsystencji, która pomagałaby mi stopniować moc złuszczania naskórka. 


Oba znajdują zastosowanie w mojej codziennej pielęgnacji skóry, jednak jeśli miałabym wybrać jeden, to z pewnością dokupię wygładzający, który jest mniej wydajny, ale jesienią na pewno sprawdzi się jeszcze lepiej niż w okresie letnim.  Po nieudanym pierwszym spotkaniu z kremami Sylveco firma pozytywnie mnie zaskakuje. 

Oczyszczający :Aqua, Alumina, Glycine Soya Oil, Butyrospermum Parkii Butter, Glycerin, Caprylic/Capric Trigliceryde, Glyceryl Stearate, Sorbitan Stearate, Sucrose Cocoate, Vitis Vinifera Seed Oil, Equisetum Arvense Extract, Cera Alba, Cetyl Alcohol, Benzyl Alcohol, Xanthan Gum, Dehydroacetic Acid, Melaleuca Alternifolia Leaf Oil. 

Wygładzający :Elaeis Guineensis Oil, Alumina, Cera Alba, Lauryl Glucoside, Zea Mays Starch, Helianthus Annus Seed Oil, Tocopheryl Acetate, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Laurus Nobilis Leaf Oil. 

ZAJRZYJ RÓWNIEŻ:


Włosy po wakacjach | Poprawa kondycji w 5 krokach

$
0
0

Tegoroczne wakacje mogę zaliczyć do średnio udanych. Krótsze o miesiąc, pełne niespodziewanych zwrotów w moim życiu. Poza masą stresu (od której z pewnością przybędzie mi siwych włosów) jedynym pozytywnym aspektem był mój wyjazd do Hiszpanii, gdzie spędziłam ponad tydzień ciesząc się pięknym krajem. Szczerzę powiedziawszy, chyba o wiele bardziej przydałby mi się on teraz, choć powoli wszystko się stabilizuje i nie mogę narzekać :)

Mimo wielkich chęci nie udało mi się uniknąć sporego przesuszenia włosów spowodowanego kąpielami, nie tylko w słonej wodzie, ale również słonecznymi. Do tego doliczyć można było zbyt długi brak strzyżenia. Co przede wszystkim zrobiłam źle? Nie zabrałam intensywnej maski nawilżającej i zabrakło odpowiedniej ochrony. Ale kto by o tym myślał podczas urlopu.
Po powrocie jednak długo nie mogłam sobie z nimi poradzić. Źle się układały, ze słabym połyskiem, przyklapnięte u nasady, niedociążone na końcach. Wprowadzając kilka zmian udało mi się je ujarzmić.

PO PIERWSZE: STRZYŻENIE
Jako, że już przed wyjazdem były sporo za długie i nieco przesuszone, wakacje tylko zwieńczyły dzieło. Niezastąpiona okazała się, jak zawsze, moja koleżanka Ewelina, która od kilku lat strzyże moje włosy. Widujemy się jednak rzadko, nad czym ubolewam nie tylko ze względu na jej zdolności, ale ostatnio poczułam motywację, by poszukać kogoś w Lublinie. Niedaleko mam salon i myślę, że za jakiś czas przejdę się, choćby zapytać o cenę. W ostatniej aktualizacji było widać, że strzyżenie to stanowczo za mało, idąc więc dalej...

PO DRUGIE: ODŻYWIENIE
Straszliwie zaniedbałam je ostatnio, gdy wydawało mi się jeszcze, że włosy są w dobrej kondycji. Jak zawsze, skutki lenistwa okazują się długofalowe i mogą ujawnić się z czasem. Starałam się nakładać olej przed każdym myciem, na nieco dłużej niż zawsze, minimum godzinę. Dodatkowo stosowałam maski, które silnie nawilżają i wygładzają, ale nie obciążają.

RECENZJE: OLEJEK, SERUM, MASKA ORGANIC SHOP, MASKA NATURA SIBERICA

PO TRZECIE: SILIKONY
O ile zazwyczaj silikony zawarte w odżywkach i szamponach obciążają i przetłuszczają mi włosy, to serum do zabezpieczania zawsze sprawdza się dobrze. W moim przypadku najlepszym wyborem gdy w składzie znajdziemy również oleje. Genialnym sposobem jest też używanie naturalnego olejku na sucho.

PO CZWARTE: DAJ ODPOCZĄĆ
Unikałam ciepłego nawiewu suszarki, jeśli bardzo mi się śpieszyło, podsuszałam tylko środkową część włosów, z obawy o przesuszenie końcówek. Dodatkowo, zazwyczaj staram się nie nagrzewać skóry, by nie wzmocnić przetłuszczania się. Stylizację kończę zawsze zimnym nawiewem.

PO PIĄTE: CIERPLIWOŚĆ
Ta zasada sprawdza się chyba w większości dziedzin życia. Nie wszystko zadziała od razu, ale wprowadzając zmiany można wiele zdziałać.


ZAJRZYJ RÓWNIEŻ:
Jak wygładzić włosy?
5 kroków do pięknych końcówek
Moja pielęgnacja włosów
Aktualnie ulubione produkty 
Pielęgnacja włosów, od czego zacząć, co polecam?



Marka na dziś | Melkior Professional

$
0
0

Całe wieki nie pokazywałam się na własnym blogu! Zaczęłam się nawet zastanawiać, czym to jest spowodowane. Wniosek jest jeden: LATO. Zaczynając od wyjazdów a kończąc na pogodzie. Upały nie sprzyjają makijażowym eksperymentom, przez całe dwa miesiące towarzyszył mi więc minimalizm. Rozświetlający puder Annabelle Minerals, korektor, tusz na rzęsach, nieco połysku na policzki i balsam do ust. Od święta sięgałam po cokolwiek innego. Mimo wszystko, udało mi się przetestować kosmetyki francuskiej marki MELKIOR PROFESSIONAL. Znalazłam nawet perełkę, o której koniecznie muszę wspomnieć.


Bardzo długo myślałam, jak opisać czym tak na prawdę zachwycił mnie rozświetlacz w odcieniu light touch. Mogę wymienić kilka rzeczy: piękny odcień, zdecydowanie mniej złoty niż Mary Lou Manizer (porównanie wkrótce!), delikatność, genialne rozcieranie i trwałość. Świetnie stapia się z moją cerą, wygląda szalenie naturalnie mimo dobrego zaakcentowania policzków. Do zdjęć podchodziłam kilkukrotnie i ostatecznie chyba udało mi się uchwycić jego prawdziwy wygląd. Nie pyli przy aplikacji pędzlem Hakuro, efekt można stopniować. Dodatkowym plusem jest wydajność, zużycie 11 gramów zajmie mi wieki. Nie powiem, cieszy mnie to ;) 



Jego mozaikowy brat w wersji winter glow, mimo, że na swatchu wygląda na bardzo bardzo zbliżony w efekcie, to jest on nieco mniej połyskliwy i dużo delikatniejszy. Pokuszę się na dniach o wypróbowaniu go do strobbingu, dziwne, że wcześniej na to nie wpadłam. Mam dziwną słabość do produktów wyglądających w ten sposób. Czyż nie prezentuje się pięknie?




Szminka lovely pinkopisywana na stronie jako matowa, jest zwyczajnie pozbawiona drobinek. Z kolorem również akurat nie trafiłam, okazał się być czerwienią z różowymi tonami, za ciepłą dla mnie. Same właściwości określiłabym jednak na plus, jest lekka, nie wysusza, dobrze się nosi. Jednak zapach jest jednak nieco zbyt intensywny i zwyczajnie mnie drażnił. 


Super czarny eyeliner początkowo mnie zachwycił. Głęboki i nasycony kolor, matowe wykończenie, aplikator w postaci pędzelka, za którym w sumie nie przepadam, ale wszystko jest do opanowania. Jednak pod koniec dnia, co prawda upalnego, ale zawsze nakładam cielisty cień, bardzo się rozmył. Warto zaznaczyć, że nie posiadam bardzo problematycznych powiek. 
Kończąc jednak wpis o Melkior nie sposób nie wspomnieć o bardzo dobrych, kremowych korektorach w paletce. Zdecydowanie jedne z lepszych, jakie używałam. Lekkie, ale dobrze kryjące. Dobrze spisywały się w okolicach oczu, choć wymagały standardowego przypudrowania. Brak problemów z blendowaniem, jak również z kolorem, moja kasetka to wersja neutral tones. Będzie mi ich brakować, gdy dotknę dna opakowana.

melkiorprofessional.pl<----- więcej informacji

MAKIJAŻ:
ANNABELLE MINERALS, podkład matujący sunny fair,
CATRICE, kamuflaż w płynie, odcień 02 light beige (na zmiany skórne)
THE BALM, bronzer Bahama Mama,
BOURJOIS, szminka Rouge Edition Velvet w odcieniu pink pong (wklepana palcem)
KRYOLAN, cielista kredka do oczu
MAX FACTOR, tusz False Lash Effect
I HEART MAKEUP, cienie do oczu
MELKIOR PROFESSIONAL, rozświetlacz winter glow
MELKIOR PROFESSIONAL, eyeliner
MELKIOR PROFESSIONAL, korektor neutral tones (pod oczy)

Bardziej adekwatne byłoby użycie do zdjęcia pomadki Melkior, ale tego dnia miałam ochotę na matowe usta :)


Niedziela dla włosów # 8 | Aloesowy zestaw Equilibra

$
0
0

Ależ się włosowo zrobiło na blogu, aż się sama dziwię :) Nadrabiam chyba ostatnie pół roku, również jeśli chodzi o testy nowych produktów. Tej niedzieli wybór padł na polecany szampon aloesowy marki EQUILIBRA oraz odżywkę nawilżającą dodającą objętości, czyli coś idealnie skierowanego do mnie. Obawiałam się jednak zawartych w niej protein, ale czy słusznie?


Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że jest do moje trzecie lub czwarte podejście do tego zestawu i początkowo zupełnie nie byłam z niego zadowolona. Pierwszy raz użyłam jej jeszcze przed podcięciem włosów i zupełnie nie byłam zadowolona z efektu. Włosy były niedociążone, słabo się rozczesywały, wyglądały zwyczajnie źle. Kolejnym razem, dodałam nieco olejku do odżywki i efekt był już całkiem znośny, choć wciąż niezadowalający. Spróbowałam jednak jeszcze raz sądząc, że zapewne będę zmuszona znów narzekać we wpisie. Gdy lekko podeschły wydawały mi się lekko sianowate, co nie nastrajało mnie zbyt optymistycznie, obawiałam się ponownego lekkiego przeproteinowania. Okazało się jednak, że zdrowych, nieprzesuszonych włosach sprawdza się bardzo dobrze. Po rozwinięciu z koczka i rozczesaniu TT prezentowały się tak jak na zdjęciach. Większa objętość była zauważalna, ale były miękkie i mięsiste. Z czasem wygładzenie było jeszcze większe.


Zapach jest specyficzny, u mnie utrzymuje się nawet po kolejnym myciu. Warto jednak jeszcze odnieść się do często polecanego szamponu o wysokiej zawartości aloesu. Jako, że teraz wciąż walczę z przetłuszczaniem się skóry głowy, standardowo umyłam ją rosyjskim, cedrowym mydłem, a długość włosów zolejku Wellness&Beautypotraktowałam Equilibra. Z jego usunięciem dobrze sobie radzi, często sięgałam po niego jeśli go nie nakładałam, jako delikatny oczyszczacz. Produkty znajdziecie naekobieca.plw cenie około dwudziestu złotych. Z tego co widzę, marka oferuje również maskę, ale tych akurat mam dostatek, więc wstrzymam się z testami.


Kolor włosów jest nieco bardziej rudawy niż zazwyczaj, ale to zasługa światła. Liczyłam, że uda mi się wykonać zdjęcia na zewnątrz, ale niestety, nikogo nie skusiłam zajęciem fotografa. Może kolejnym razem:))

ZAJRZYJ RÓWNIEŻ:
inne wpisy z cyklu niedziela dla włosów

Ulubieńcy sierpnia | Sylveco, Melkior, Annabelle Minerals, Catrice, Manhattan

$
0
0

Ufff, kolejny miesiąc za nami! Kto był na bieżąco z blogiem, tego zapewne nie zaskoczę żadnym z kosmetycznych ulubieńców. Co dziwne, jak na mój całkiem minimalistyczny sierpień znalazło się tu sporo ciekawej kolorówki. 

CATRICE, KAMUFLAŻ W PŁYNIE
Recenzowany ostatnio i bardzo przeze mnie zachwalany, nie bez przyczyny zresztą. Lekki, świetnie się nosi, długotrwały i mocno kryjący. Testowałam go nawet w ekstremalnych warunkach- kamuflowałam nim piękny siniak wielkości pięści pod moim kolanem, który przybierał pełną paletę barw. Dał radę, więc brawa dla tego pana. Pełna recenzja i kolory tutaj.

MELKIOR PROFESSIONAL, ROZŚWIETLACZ WINTER GLOW
Rozświetlacz, który zachwycił mnie swoim kolorem i właściwościami. Za dużo nie będę się rozwodzić, zapraszam do wpisu ze zdjęciami efektu na twarzy, a zobaczycie na własne oczy, skąd moja sympatia do niego.


ANNABELLE MINERALS, PUDER ROZŚWIETLAJĄCY
Podczas upałów porzuciłam podkłady na rzecz lekkich pudrów. Nadal z chęcią po niego sięgam w dni, gdy nie zależy mi na mocnym kryciu lub korygowaniu niedoskonałości. Bardzo drobno zmielony, delikatnie zdejmuje z twarzy zmęczenie, choć nie ma mowy o żadnych widocznych drobinkach. Recenzja tutaj.

MANHATTAN, MATOWA POMADKA 56K
Zupełnie zapomniany przeze mnie produkt, odkopany ze względu na okoliczności. Szukałam czegoś do delikatnego podkreślenia ust, a jako, że kolor brudnego różu bardzo mi odpowiada z chęcią używałam jej na zmianę z ulubionymi, mocnymi kolorami Bourjois.


MELKIOR PROFESSIONAL, PALETA KOREKTORÓW
Świetne, kremowe korektory o dobrym kryciu i lekkiej konsystencji. Zależnie od potrzeb stosowałam je na zmianę z Catrice. Obok rozświetlacza kolejny produkt tej marki, który bardzo mi się spodobał. Swatche tutaj.

SYLVECO, PEELING WYGŁADZAJĄCY
Wygląda na to, że każdy, pojedynczy ulubieniec doczekał się w tym miesiącu osobnej recenzji pełnej peanów pod jego adresem. Ale to jeszcze lepiej. Peeling świetnie wygładza, jest gęsty i czuć działanie korundu. Jedyne, co może okazać się minusem jest konieczność dokładnego oczyszczenia skóry z zawartych w nim olejów, ale mi absolutnie to nie przeszkadza. Recenzja tutaj.



Warto jeszcze wspomnieć o kilku włosowych ulubieńcach, o których wspominałam we wpisie dotyczącym ratowania ich po lecie. Więcej informacji w tym miejscu:)

Czym zachwycił Was sierpień?

MAKIJAŻ | JAK ZMIENIŁO SIĘ MOJE PODEJŚCIE W CIĄGU KILKU LAT?

$
0
0

Pamiętam moment, gdy uznałam, że jestem już na tyle dorosła, aby móc codziennie sięgać po ulubionych towarzyszy kobiety, czyli kosmetyki. Z zapasów mojej mamy wyciągnęłam maskarę i od tamtej pory moje zainteresowanie tematem wciąż rosło. Z czasem przerodziło się w coś więcej. Poszukiwania produktu idealnego, przeglądanie KWC, czytanie forum i blogów. Aż w końcu, cztery lata temu postanowiłam podzielić się z internetową społecznością moim spojrzeniem na te sprawy. Tak powstał pomysł by stworzyć alteregoblog.pl. 

Co zmieniło się przez ten czas? Przyznam, że wiele. Zmieniłam się ja, blog, mój wygląd. Liczę, że na lepsze. Dopiero w wieku dwudziestu dwóch lat na dobre zdałam sobie sprawę, że dobry makijaż zaczyna się tam, gdzie kończy właściwa pielęgnacja. Nie ma pięknie wyglądającej cery bez prawidłowych rytuałów i kosmetyków. To kluczowa kwestia.

Jeśli chodzi o same kosmetyki kolorowe, to dojrzałam do KILKU ZMIAN

1. Na co dzień nie zależy mi aż tak na maksymalnym kryciu wszelkich niedoskonałości. Problemy skórne są, za chwile ich nie ma, lub pojawiają się nowe. Ilość osób z perfekcyjną cerą jakie znam, mogę zliczyć na palcach jednej ręki. Niegdyś podstawą przykrycie ich warstwą podkładu Revlon Colorstay, który nota bene nadal uwielbiam, ale tylko na większe okazje, lub gdy zależy mi na makijażu, który przetrwa absolutnie cały dzień. 

2. Staram się zwracać uwagę na składy produktów, których używam najczęściej, głównie więc podkładów, korektorów, bronzerów. Z przyjemnością sięgam więc po minerały, a nikomu nie muszę przypominać, że ulubioną marką jest Annabelle Minerals, której to produkty wielokrotnie recenzowałam. 

3. Powoli odstępuję od super zmatowionej cery. Coraz częściej łapię się na tym, że płaski mat zwyczajnie mi nie odpowiada. Nie dziwię się więc modzie na strobing. 

4. Konturowanie twarzy, które kiedyś zupełnie mnie nie interesowało, ba, uważałam je nawet za zbędne. Natomiast teraz nie wyobrażam sobie pominięcia tego etapu. O ile różu nadal nie używam, to rozświetlacze na stałe wkradły się do mojej kosmetyczki.

5. Dorosłam do mocnego podkreślania ust. W tej kwestii jestem monotematyczna, lubię matowe, długotrwałe produkty. Jeszcze dwa lata temu kolor był dla mnie nie do przejścia, a z drugiej strony nie widziałam sensu używania delikatnych kolorów, co teraz też się zmieniło. 

6. Makijaż oczu najczęściej jest prosty i rozświetlający, z kreską. Cieniowanie zostawiam na większe okazje. Jasny cień, kreska i kredka na linii wodnej to zestaw, który zawsze się sprawdza.

7. Równie ważną sprawą jest fakt, że po przetestowaniu masy kosmetyków upiększających znalazłam swoich faworytów, na których zawszę mogę polegać. Makijaż w piętnaście minut? Żaden problem. Wieczorne wyjście? Proszę bardzo. 

8. Jestem tylko człowiekiem, mam lepsze i gorsze dni. Problemy, zarwana noc, egzamin, masa pracy, dom i obowiązki. Czy któraś z nas tego nie zna? Czasem makijaż to ostatnia rzecz, na jakiej chciałabym się skupić i nie ma w tym nic złego.


Co zmieniło się u Was?


ZAJRZYJ RÓWNIEŻ:


Rozczarowanie roku | Pędzle Real Techniques

$
0
0

Im więcej zachwytów, tym wymagania rosną, nie trzeba nikomu tego mówić. O pędzlach Real Techniques by Sam & Nic Chapman słyszał już cały urodowy świat. Sama swego czasu miałam je w swoich subskrypcjach, stąd, moja ciekawość była spora.
Pół roku temu kosmetykomania.pl przesłała mi wybrane pędzle do recenzji. Wybór padł na Blush Brush i Stippling Brush. Pochwał na blogach nie było końca, bardzo rzadko spotkałam się z neutralnymi opiniami. Co więc szkodziło mi je wypróbować?

Skupiając się na pozytywach, mogę wymienić kilka: dobrej jakości, miękkie włosie, które nie zmieniło się poprzez ten czas, mimo wielu prań. Nie zauważyłam również ubytków po myciu, czy podczas aplikacji kosmetyków. Schną szybko, w tej kwestii nie sprawiają problemów. Są porządnie wykonane, choć napisy nieco się już starły. Zmiany kształtu również nie zauważyłam.


Jednak jest kilka sporych minusów, które sprawiają, że nie sięgam po nie zgodnie z przeznaczeniem. Moim zdaniem włosie w pędzlu do podkładu jest zupełnie niedopasowane do aplikacji tego typu produktów. Jakiego kosmetyku bym nie użyła, efekt smug, nierównomiernego rozprowadzenia gwarantowany. Odnoszę wrażenie, że samo wspomniane włosie jest zwyczajnie za długie, powinno być również gęstsze. Próbowałam różnych podkładów z podobnym skutkiem, próbowałam nieco zwilżać go wodą, co również nic nie dało. Znalazłam jednak dla niego bardzo dobre zastosowanie, mianowicie, genialnie współdziała z bronzerem, gdy konturuję twarz. Zawdzięcza to swoim ostrym krawędziom i w tym celu bardzo lubię po niego sięgać.


Jeśli chodzi natomiast  o pędzel do różu, sądziłam że dobrze sprawdzi się przy aplikacji rozświetlacza. Tutaj może nie jestem mocno zawiedziona, ale jednak to nie to, czego bym oczekiwała. Jest dla mnie za duży i zdecydowanie bardziej wolę małe jajeczko Hakuro, przypuszczam, że jeśli stosowałabym go zgodnie z przeznaczeniem, to nie zrobiłoby to specjalnej różnicy. Dobrze sprawdza się przy wszelkiego rodzaju blendowaniach, ale nie jest znowu niezastąpiony. Do samego bronzera jest za duży, sprawdzi się tyko w przypadku mało precyzyjnego ocieplania twarzy, ale sama tego sposobu nie praktykuję.


Mówi się trudno, testuje się dalej ;) Choć gąbka RT wciąż mnie kusi.


Buble #1 | Oeparol, Lily Lolo, Revlon, Aussie

$
0
0

Do tej pory prowadząc bloga nie skupiałam się na produktach, które się u mnie nie sprawdziły, zwyczajowo zwanych bublami. Mam to szczęście, że czytając i sprawdzając recenzje niezmiernie rzadko trafi w moje ręce coś, co szczególnie mi się nie spodoba. Podczas porządków uzbierało mi się jednak kilka kosmetyków, z którymi nie wiem co zrobić. Wyrzucić szkoda, oddać komuś głupio. Pewnie znacie te dylematy.

AUSSIE, 3 MINUTOWA ODŻYWKA DO WŁOSÓW DŁUGICH GŁĘBOKIE ODŻYWIENIE
Produkt podesłany mi przez przedstawicielkę marki wieki temu. Długo chodziłam wokół tej odżywki i chyba słusznie. Mogłam się bowiem spodziewać, że masa silikonów nie przyczyni się do poprawy kondycji włosów, nawet, gdy były przesuszone po wakacjach i miały przysłowiowego focha. Wiem, że jest spore grono fanek, ale u mnie po prostu się nie sprawdziła, była zbyt ciężka i za bardzo obciążała. Myślę, że w tym wypadku zrobię wyjątek i poszukam nowej właścicielki.

LILY LOLO, PODKŁAD MINERALNY
Kosmetyk doczekał się osobnego wpisu, gdzie nie byłam jeszcze do końca pewna, czy może jego właściwości są spowodowane kremem, aplikacją czy może fazą księżyca. Niestety, po kolejnych kilku podejściach z podkulonym ogonem wracałam do Annabelle Minerals. LL powodował u mnie efekt ciasta, wchodził w pory, podkreślał wszystko, co najgorsze. Winę zrzucę na specyfikę mojej skóry, bowiem innej przyczyny nie znajduję.

REVLON, MATOWA POMADKA
Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że jest to jedna z najgorszych matowych pomadek, jakie miałam możliwość używać. Nie przebiła szminki MUA, którą kupiłam, użyłam dwa razy i powędrowała do koszu. Ta, jak widać, dzielnie przetrwała w mojej kosmetyczce, ale nie znajduję żadnych plusów. Od nietrafionego koloru pink pout, po uczucie, jakie pozostawiała na ustach. Mogę porównać je do pomalowania się woskową kredką, nic bardziej trafionego nie przychodzi mi do głowy. Jest co prawda dość kremowa, nie zasycha, ale w porównaniu z łatwo dostępnymi Golden Rose wypada po prostu blado.

OPEAROL EVERYDAY, pomadka ochronna
Kupiona z braku laku podczas wizyty w aptece, gdy poszukiwałam pomadek Sylveco. W zestawie za dziesięć złotych udało mi się dostać dwie, różnego rodzaju. Niezły deal, można by pomyśleć. Jednak właściwości nawilżające są znikome, coraz bardziej przekonuję się, że kosmetyki na parafinie mają prawo sprawdzić się podczas ostrych mrozów, właśnie w celach ochronnych. Producent co lepsze, zapewnia o 100% natury. Jedynym z niewielu plusów jest ładny zapach. 


Niezbędnik na jesień | Moje ulubione kosmetyki

$
0
0

Jesień powoli wkrada się, czy tego chcemy, czy nie. O ile jest to ta piękna, złota i słoneczna to nie będę narzekać, przysięgam! Zwłaszcza, że nic nie stoi na przeszkodzie, by znów sięgnąć po bardziej zdecydowane barwy. W kwestii stosowania produktów kolorowych jest to zdecydowanie ulubiony czas. Można szaleć, a nic nie spływa, ani nie podkreśla zaczerwienionej od zimna twarzy. Oby tak dalej. Jest to jeden z kilku wpisów, gdzie tematem przewodnim będzie obecna pora roku, tymczasem jednak skupmy się na moim niezbędniku, z małym dodatkiem pielęgnacji od której zacznę.


W ostatnim wpisie narzekałam na pomadkę Oeparol. Dla odmiany, przedstawię dwa hity: pomadkę z peelingiem Sylveco oraz nowy dla mnie (wcześniej miałam inne wersje), Carmex z granatem. Mimo, że zawiera parafinę, dobrze nawilża i ratuje usta. To mój pierwszy sztyft i przyznam, że masełkowata konsystencja przyjemnie sunie po skórze. Tym, które obawiają się specyficznej nuty zapachowej podpowiem, że tutaj również ją znajdziemy, podobnie jak lekkie mrowienie po aplikacji. Zawiera filtr SPF15, nie kleją się do niego szalejące na wietrze włosy. Rossmannowa seria Wellness&Beauty to według mnie najbardziej udana linia marki własnej. Po genialnym olejku do ciała testuję krem do rąk z ekstraktem z kwiatów wiśni i róży. Obłędnie pachnie i bardzo dobrze nawilża, a do tego świetna tubka. 


Coraz chętniej sięgam również po cienie, najczęściej jest to paleta Death By Chocolate, którą w pełnej krasie można zobaczyć tutaj. W kwestii ust, cóż, nieśmiało przyznam, że jestem monotematyczna. Bourjois wygrywa! Na zdjęciu powinna znaleźć się również moja ulubiona jesienna Golden Rose nr 13, ale jak na złość, zapadła się pod ziemię. Ma lekko fioletowy kolor, w którym dobrze się czuję.


Na paznokciach natomiast lądują mocniejsze, przykuwające uwagę kolory: błękity, granaty i brązy. Choć jak wiecie, aktualnie jestem zakochana w hybrydach Semilac, postanowiłam tu na klasyczne lakiery. O tych pierwszych szykuję osobny wpis :) 


Udanego weekendu! 
Swój mam zamiar spędzić w domu rodzinnym, 
stąd odpowiedzi na komentarze i maile mogą być opóźnione :)



SOS dla skóry | 5 powodów, dla których powinnaś kupić olej tamanu

$
0
0

W kosmetyczce każdej z nas znajdują się produkty, które uratują nas z nie jednej opresji. Czasem odkryte zupełnie przypadkowo, innym razem z polecenia. W moim przypadku najczęściej boleśnie przekonuję się o ich braku w sytuacji kryzysowej. Kolejny raz sięgnęłam więc po nic innego jak olej tamanu. To trzecia buteleczka, o ile pamięć mnie nie myli wspominałam już o nim na blogu, warto jednak temat odświeżyć. Dlaczego? Poniżej w kilku punktach o jego świetnych właściwościach.

1. ŚWIETNIE DZIAŁA NA OPRYSZCZKĘ
Wraz z jesienią zazwyczaj moja odporność mocno spada, mimo, że staram się dbać o siebie. Wielokrotnie zostałam już nią obdarowana w najmniej oczekiwanym momencie, po kilka na raz. Zauważyłam ostatnio mocne zaostrzenie objawów i myślę, że przy kolejnej wizycie u dermatologa popytam jednak o Heviran. Niemniej, olejek świetnie przyśpiesza gojenie, działa nieco przeciwbólowo, z bolesnej fazy opuchlizny szybciej przechodzi w strupek. To jeden z niewielu produktów, który przynosi mi prawdziwą ulgę. 

2. GENIALNY NA STANY ZAPALNE
W ostatnim czasie powróciłam do kwasów. Po wcześniejszej kuracji retinoidami ilość dużych i bolesnych wyprysków była niewielka, jednak pojawiło się kilka klasycznych nieprzyjaciół. Bardzo trudno się było mi się ich pozbyć, aż przypomniałam sobie, że czeka na mnie w lodówce 15 ml tego cuda. Raz dwa się z nimi rozprawił.

3. PRZYŚPIESZA GOJENIE
Mogłabym to podpiąć pod dwa, powyższe punkty, jednak na wszelkiego rodzaju ranki i zadrapania działa równie dobrze. Ma działanie antybakteryjne i przeciwgrzybicze.


4. REDUKUJE ŚWIEŻE BLIZNY
Regularnie stosowany zapobiega powstawaniu wszelkiego rodzaju blizn. Co prawda, nie miałam na szczęście okazji wypróbować go w tym celu, ale opinie i zachwyty innych dziewczyn nie są bezpodstawne. Sam fakt, że stosuję go na mocno zaognione stany zapalne o dużej powierzchni, na pewno powoduje mniejsze powstawanie blizn.

5. DOBRY DO SKÓRY TŁUSTEJ
Jest to jeden z niewielu olejków, który nadaje się do skóry mocno zanieczyszczonej, tłustej, łatwej do zapchania. Wiele osób dodaje go do OCM, nie bez przyczyny. Opierając się o swoje doświadczenia i opinie na stronie zsk, biochemiaurody oraz wizaż.

Nie obędzie się jednak bez kilku drobnych minusów. Olej ma charakterystyczny zapach, porównywany do rosołu bądź przypraw. W przypadku stosowania miejscowego nie jest to szczególny problem. Ma ciemno zielony kolor i należy go przechowywać w lodówce, o czym wcześniej nie wiedziałam i byłam nieco zdziwiona, że mój poprzedni nadawał się do kosza.

Dostępność: ekobieca.pl, sklepy z półproduktami. 
Cena: 15zł/15ml




Gumki Invisibobble | Jak sprawdzają się na włosach zdrowych i niskoporowatych?

$
0
0

O gumkach Invisibobble pisano już tyle, że wahałam się, czy warto wspominać o nich również u mnie. Jednak jako, że moje zdanie o nich się zmieniło dorzucę swoje trzy grosze, jako posiadaczka długich, ciężkich i niskoporowatych włosów. Z zazdrością spoglądałam zawsze na fryzury i koczki w stylu messy, które w łatwy sposób można otrzymać dzięki ich pomocy.



Dzięki specyficznemu wyglądowi: kolorowej sprężynki z tworzywa ma dobrze trzymać włosy, nie naciągając przy tym skóry głowy. Dodatkowo nie powinna pozostawiać odgnieceń. Szczerze powiedziawszy bardzo długo nie byłam do nich przekonana. Miałam tańszy odpowiednik, który sprawdzał się słabo. Irytowało mnie jej rozciąganie, a nie wiedziałam, że wystarczy wrzucić ją do gorącej wody. Jakie zauważyłam plusy? Wykonanie artystycznego nieładu jest zdecydowanie łatwiejsze, choć nadal nie jest to produkt idealny dla mnie. Nie mam jednak za złe, włosy śliskie, ciężkie i długie bywają trudne przy próbach takiego ułożenia. Nadaje się do spania, nie wpija się w ciało, nie pozostawia widocznych śladów po jej użyciu.


Na co dzień również świetnie spisuje się do domowego, lekkiego zwinięcia pasm, choć nie jest jednak na tyle mocne, by całość nie rozpadła się przy większym ruchu głową. Zawsze jednak jest to lepsza alternatywa dla metalowej, o zgrozo, spinki, po którą z chęcią sięgałam. Nie wyobrażam sobie jednak wiązać nią włosy na siłownie, czy do biegania, w tym przypadku zupełnie się nie sprawdziła. 
Gdy związywałam małą ilość pasm lubiła na trwale się wplątywać, to jeden z większych minusów, jakie zauważyłam. Jeśli chodzi o wysokie kucyki, to spisuje się względnie dobrze. Nie na tyle, bym wyszła tak na uczelnie czy gdziekolwiek, ale jako baza do koczka bardzo ją sobie chwalę.
Jest woododporna, łatwo się myje, wraca do swojego kształtu. Ma ładne kolory, jest praktycznie niezniszczalna. Myślę, że warto się skusić, na jedną, na początek  :) Moje pochodzą ze sklepu ekobieca.pl, z którym jak wiecie współpracuję. Cena jednej to 5 złotych.


Na marginesie, wypowiem się nieco na temat sweterka, który widzicie na zdjęciu, Kolor jest przepiękny, do tego jest bardzo ciepły. Jednak, nie zamawiajcie go ;) Zmierzyłam wymiary podane (mój błąd, bo nie była podana szerokość) na stronie i rozumiem, że jest to oversize, ale skoro zamiastw ten sposób,wygląda tak, to z żalem stwierdzam, że komuś pomyliła się długość z szerokością ;) Ale nie powiem, nieźle się uśmiałam, bo tego się raczej nie spodziewałam. Ciekawe, co powie moja osobista, najlepsza krawcowa, czyli Babcia, gdy poproszę o zwężenie, bo zwyczajnie szkoda jest mi go rzucić w kąt. 


Aktualizacja włosów | wrzesień

$
0
0
płaszcz- klik :)
Jako, że ostatnia aktualizacja pojawiła się bardzo późno, bo w połowie miesiąca nie było sensu, by za dwa tygodnie pojawiła się kolejna. Stąd, chwilowo takie wpisy będę prawdopodobnie publikować nieco inaczej niż dotychczas.
W kwestii włosów niewiele się działo, zużyłam mój ulubiony olejek Wellness & Beauty. Dzięki temu, że przykładałam się do olejowania końcówki są w świetnym stanie, mimo, że podcinałam je ponad miesiąc temu. Czasem regularność popłaca ;) Na jego miejsce kupiłam olej kokosowy, którego nie miałam wieki i ku memu zdziwieniu, bardzo spuszył pasma. Teraz boję się po niego sięgać, więc chwilowo stosuję olejek Alterra, o którym wspomnę wulubieńcach. 
Najczęściej stosowaną odżywką był balsam Babuszki Agafii. Stałam się nudna w kwestii pielęgnacji, jak widać. Chętnie więc poczytam o Waszych hitach ostatnich miesięcy, może skuszę się na jakąś powalającą nowość:) Jedyną nowinką były gumki Invisibobble, o których pisałam ostatnio. 

Zdjęcia do aktualizacji powinnam była robić o wcześniejszej porze, ale zagadałam się z koleżanką- fotografem, szukałyśmy więc nieco Słońca. Nie muszę nikogo przekonywać, że zależnie od jego natężenia mogą wyglądać zupełnie inaczej, mniej lub bardziej rudo. Kolaż można powiększyć, po zmniejszeniu zdjęcia niestety całość prezentuje się mniej ciekawie mam wrażenie:)



Niekosmetycznie | Jesienne czasoumilacze

$
0
0
Często słyszy się, że jesień to czas marazmu i złego samopoczucia. Wcale się nie dziwię. Ulewne deszcze i brak Słońca na większość osób wpływa w zły sposób. Niskie ciśnienie, zimno i cała ta szara otoczka sprawia, że są dni, gdy najchętniej zaszyłabym się w domu. Byłoby to szalenie wygodne wyjście, gdyby nie fakt, że jak każdy mam swoje obowiązki. Jednak ten czas ma swoje plusy i jesienną chandrę można pokonać dzięki czasoumilaczom, które ekspresowo poprawiają nastrój. Poniżej moje sposoby, a jakie są Wasze?:)

szalik- klik
CIEPŁY, WIELKI SZAL
Od dawna marzył mi się szal w kratkę, najlepiej duży i miękki. Ten sprawdza się idealnie, ostatnio miałam okazję go przetestować. Jest dwustronny, a przy moim wzroście 158 centymetrów dosłownie tonę w nim. Nie zrezygnuję z niego jednak, jest ciepły, pasuje do czarnej ramoneski, jaką kupiłam ostatnio na wyprzedaży z 200 na 108 złotych. Takie ceny lubię.


ŚWIECE I WOSKI
Nie oszukujmy się, nie ma lepszego czasu na rozpoczęcie przygody z woskami. Tarty Yankee Candle to wciąż moi aktualni ulubieńcy, jednak jeśli miałabym wybierać te najbardziej wpisujące się w chłodną aurę, to byłyby to: A Child's Wish, Angel Wings, Amber Moon, Honey & Spice, Lake Sunset, Cranberry Pear, Mango Peach Salsa. 
Zeszłoroczna kolekcja jesienna zachwyciła mnie totalnie. Są to najczęściej nieoczywiste, eleganckie i otulające zapachy, nie przepadam bowiem za czystymi, owocowymi nutami, z małymi wyjątkami jak widać. Zdecydowanie potrzebuję nowego, najlepiej białego kominka. Pewnie nie jestem zbyt oryginalna w tym temacie. Świece odpalam tylko przy większych okazjach, z uwagi na kwoty, jakie trzeba na nie wydać. Te, które posiadam były albo prezentem, albo przesyłką w ramach współpracy.


KĄPIELE I RELAKSUJĄCE PRODUKTY DO CIAŁA
Kiedyś nie byłam specjalną zwolenniczką kąpieli. Chyba zwyczajnie się starzeję, bowiem raz na jakiś czas, po ciężkim dniu zwłaszcza lubię się zrelaksować w wannie. Najlepiej w towarzystwie aromatycznych kosmetyków które genialnie spełniają swoje zadanie, peelingując, wygładzając i odżywiając skórę. W ostatniej paczce od Pat&Rub znalazłam świetne produkty, ubolewam nad ceną, ale ich stosowanie to czysta przyjemność. Zostawiam je więc większe okazje, z obawy, że za moment dotknę dna.

PERFUMY
Najlepsze są te przywołujące wspomnienia, które towarzyszą od lat. Moja kolekcja jest nieduża, większość moich ulubionych firmy oczywiście wycofały, a należę do osób wiernych zapachom. Bardzo trudno jest mi dobrać pasującą do mnie kompozycję. Moment, kiedy zakładam grubsze ubranie a ono wciąż nimi pachnie jest jednak warty poszukiwań.

PIĘKNE KUBECZKI
Jestem straszną maniaczką kubków, zwłaszcza tych dużych. Moi znajomi o tym wiedzą i w zeszłe urodziny (jestem z połowy stycznia) dostałam od Angeliki piękny, sweterkowy kubek. Aktualnie w Pepco i Empiku staram się nie wchodzić na dział z akcesoriami do kuchni, ostatnia przeprowadzka zbyt dokładnie pokazała mi, aby przystopować z kupnem kolejnych.


COŚ DO PICIA
Jestem straszną maniaczką herbaty i kawy, zwłaszcza tej ostatniej. Kto mnie zna, wie, że lepiej zaprosić mnie na kawę niż piwo (ale dla odmiany grzane, słodkie wino uwielbiam!). Bardzo lubię ją w wersji korzennej z dodatkiem przyprawy do piernika, choć ostatnio w sieci rzuciły mi się w oczy dodatki do kawy Jacobs, jednak nigdzie w sklepach ich nie widziałam. W dzieciństwie moja Babcia często serwowała mi kawę Anatol z mlekiem, do tej pory pijąc ją czuję się, jakbym cofała się w czasie (pewnie śmieszne i nieco górnolotne?). Nie wiem, kto wymyślił wersję waniliową, ale dla tego Pana proponuję Nobla! Niestety, aktualnie nigdzie nie mogę jej znaleźć :( Na co dzień, z obawy na wypłukiwanie magnezu sięgam po zieloną herbatę z pigwą, najsmaczniejszą moim zdaniem ze wszystkich BigActive. Nie mogłabym zapomnieć oczywiście o kakao, wspaniałym zamienniku czekolady dla osób będących na diecie, jak ja ;)


Jakie są Wasze sposoby na jesienną chandrę?



ZOBACZ RÓWNIEŻ: 

Ulubieńcy września | L'oreal, Alterra, MaxFactor, Catrice, Tołpa, Wellness&Beauty

$
0
0

Niech mi ktoś powie, gdzie podział się wrzesień, bo sama nie wiem kiedy zleciał. Truizm, ale pewnie nie tylko ja nie odczułam upływającego czasu. Nie ma co jednak skupiać się na negatywach i warto przejść do ulubienców. Tym razem, w przeciwieństwie do poprzedniego miesiąca prawie sama pielęgnacja, aż sama jestem zdziwiona.



O, włosomaniaczka polecająca lakier do włosów. Na dodatek ta, która zawsze była jego wielką przeciwniczką. Odkąd jednak zapuściłam dość mocno grzywkę i co dziennie jestem zmuszona ją modelować na szczotkę zależy mi, aby ten efekt utrzymać. O dziwo, lakier sprawuje się świetnie, rozpyla się delikatną mgiełką, nie skleja, całkiem nieźle utrwala. Duża pojemność i brak problemów z atomizerem Do tego całkiem przyjemnie pachnie. Na plus :)

2. ALTERRA, OLEJEK DO WŁOSÓW Z PESTEK MORELI
Wspominałam w aktualizacji, że wróciłam do oleju kokosowego, który, co dziwne spuszył mi włosy. Z zapasów wyciągnęłam więc olejek Alterra, który przesłał mi Rossmann w ostatniej paczce. Zazwyczaj nie kupuję takich małych objętości w celi olejowania, ale tutaj sprawdza się bardzo dobrze. Często sięgałam po niego do zabezpieczania końcówek na sucho, bo aktualnie buteleczka oleju ze śliwki dobiła dna.



3. WELLNESS & BEAUTY, KREM DO RĄK Z Z EKSTRAKTEM Z KWIATÓW WIŚNI I RÓŻY
Cóż, o tym, że to moja ulubiona, rossmannowska seria nie muszę nikomu powtarzać. Piękny zapach, świetne właściwości nawilżające i brak tłustej warstwy. Jeśli miałabym komuś skompletować pielęgnacyjny zestaw w tej drogerii z pewnością skierowałabym swe kroki w kierunku sekcji z Wellnesa & Beauty.

Zanim ktoś zacznie krzyczeć, że przecież mam lat 20+ pragnę nadmienić, że od zawsze mam problem ze skórą pod oczami. Jest cienka, naczynka prześwitują i wysusza się z prędkością światła. Czasem dokuczają mi również opuchnięcia. Wychodząc więc z założenia, że skóra weźmie tyle, ile potrzebuje skusiłam się na mocny arsenał z Tołpa. Przyznam szczerze, że sprawuje się genialnie i coraz częściej myślę, że ma szansę zostać moim ulubionym.


Bez obawy, takich stężeń nie stosowałam :) Oscylowało ono w okolicach 10-15%, w roztworze jako tonik do przecierania na noc. To moje pierwsze podejście do kwasu glikolowego i po przejściach z retinoidami rezultaty są bardzo dobre. Nie zostałam uraczona dużą ilością bolesnych wyprysków, ale oczyścił skórę z zaskórników, stanów zapalnych jest zdecydowanie mniej, a było ich sporo, zwłaszcza w określonych miejscach. Przy pierwszym stosowaniu odczułam delikatne pieczenie, jednak z każdym dniem objawy ustępowały i ograniczyły się tylko do delikatnego wysuszenia.

6. CATRICE, SZMINKA W PŁYNIE
Nowy kolor w asortymencie Catrice przypadł mi do gustu nie tylko ze względu na wdzięczną nazwę Marry Berry, ale również delikatny jagodowy kolor, który można stopniować do mocnego i nasyconego. Połysk jest bardzo duży, a jako zwolenniczka matu nakładam ją cienką warstwą. Jest gęsta, kremowa ale nie lepi się, za co duży plus. Daje duży komfort na ustach, uczucie jak po zastosowaniu balsamu nawilżającego i brak wysuszenia. Wkrótce nieco więcej o nowościach Cosnova.


7. MAX FACTOR, TUSZ DO RZĘS FALSE LASH EFFECT
Po prostu kolejna, dobra maskara MF, która przypadła mi do gustu. Głęboka czerń, nie kruszy się, nie skleja, przy czym daje piękny efekt. Powoli kończy już swój żywot, prawdopodobnie na jej miejsce wybiorę fioletową wersję Volume Million Lashes od Loreal.


Viewing all 314 articles
Browse latest View live