Przychodzi taki moment w blogerskim życiu, że wypadałoby podsumować ostatnie dni. Nie tylko pod względem produktów, ale tym razem skupimy się jednak na
najlepszych kosmetykach ostatnich miesięcy. Większość jest dobrze znana, kilka z nich to tradycyjnie, nowości. Sporą ich ilość pokazywałam tutaj, powoli zabrałam się za testowanie.
Natura Siberica, rokitnikowa maska d włosów suchych i normalnychKosmetyk, który sprawdzał się świetnie całe lato i zdecydowanie zasługuje na swoje miejsce w tym wpisie. Szalenie wydajna maska, która aktualnie daje mi gwarancję good hair day. Wypada lepiej niż wersja do bardzo zniszczonych pasm. W składzie masa olejów, polecam ją zwłaszcza teraz, gdy pogoda nie dopisuje. Nałożona w zbyt dużej ilości może obciążąć, jednak wciąż, warto rozważyć jej zakup. Najlepszą rekomendacją jest fakt, że jest to moje drugie lub trzecie opakowanie, a jak wiadomo, bardzo rzadko wracam do konkretnych kosmetyków do włosów.
- PIELĘGNACJA CIAŁA I TWARZY
Garnier, płyn micelarny 3w1
Jeden z tańszych, który nie zawodzi, nawet w starciu z super odpornym tuszem Loreal. Wypada tylko minimalnie gorzej niż sporo droższy płyn Mixa. Domywa bardzo dobrze, przede wszystkim nie podrażnia i nie zostawia nieprzyjemnej mgły. Sprawdza się również jako tonik, z uwagi na brak lepkiej warstwy. Aktualnie w Biedronce można dostać dwupak w cenie 22 złotych, chyba powinnam zrobić zapas :)
Farmona, krem na dzień Active Revolu-C
Farmona to jedna z marek, do których, pomimo dobrych skojarzeń z Jantarem, podchodzę z rezerwą. Przyczyna jest prosta, testowane przeze mnie wcześniej produkty określiłabym jako przerost formy nad treścią, lub takie, które nie robiły zupełnie nic. Nowa seria produktów bazująca na witaminie C zrobiła na mnie jednak bardzo dobre wrażenie! Sam krem na dzień zaskoczył mnie jeszcze bardziej, głównie bardzo przyjemną konsystencją, gęstą, ale kremową. Dość szybko się wchłania i bez problemu nakładam go pod makijaż mineralny. Słoiczek również wygląda drogo, chociaż sam produkt kosztuje około trzydziestu złotych. Polubiliśmy się.
Yves Rocher, scrub do ciała z wanilią
Kto nie lubi wanilii? Wiem, z pewnością znajdą się takie osoby! Jest jednak spore grono osób, które za nią przepada, pod każdą postacią. Warunek jest jeden, nie może być to syntetyczny, zbyt mocny zapach (w deserach zjadliwa jest dla mnie absolutnie każda ilość;)). Cukrowy scrub okazał się strzałem w dziesiątkę. Otulający, gęsty i znów, kremowy, nawilżający. Idealny dla leniuchów, po jego użyciu nie ma już potrzeby stosowania balsamów. W komplecie z mleczkiem z tej samej serii stanowi bardzo zgrany duet.
Loreal, tusz volume million lashes extra-black
Gdy w sklepach króluje wersja różowa, ja miałam okazję przetestować inną, super czarną. Szczoteczka jest standardowa, prosta, nabiera odpowiednią ilość maskary. Początkowo dość mocno sklejała rzęsy, jednak aktualnie sprawdza się świetnie, zwłaszcza, że wróciłm do odżywki. Trwałość, jak przystało na Loreal świetna, nie osypuje się cały dzień, a w kwestii demakijażu potrzeba dobrego zawodnika, jakim jest wcześniej wspomniany Garnier.
Catrice, flamaster BrownDefiner nr 020 flASHy Brows
Wciąż jestem totalnym laikiem jeśli chodzi o makijaż brwi. O ile podobają mi się u kogoś pięknie podkreślone, to sama czuję się w nich dziwnie. Od dłuższego czasu pozostaję więc wierna
flamastrowi Catrice, o których czytałyście już
tutaj. Na co dzień zależy mi tylko na delikatnym wypełnieniu luk i do tego sprawdza się bardzo dobrze. Podobno wydajność jest bardzo słaba, jednak z uwagi na fakt, że używam go w śladowych ilościach to wciąż moje pierwsze opakowanie.
Catrice, wodoodporna konturówka do ust 180 All Time Mauvie Star
Jeśli nie miałam pomysłu na makijaż ust, sięgałam właśnie po tę kredkę. Wymaga uprzedniego nawilżenia ust, jednak bardzo przekonuje mnie jej kolor i trwałość.
Swatche i porównanie z innymi matowymi produktami w kolorze brudnego różu znajdziecie
tutaj, natomiast na ustach pokazywałam ją w
tym wpisie.
Co Was zachwyciło w październiku?