Quantcast
Channel: alteregoblog.pl | blog kosmetyczny, blog urodowy
Viewing all 314 articles
Browse latest View live

W TYM TYGODNIU NA PAZNOKCIACH | SEMILAC VIOLET CREAM NR 127

$
0
0


Już ze Stanów Zjednoczonych chciałabym zaprezentować Wam jeden z ciekawszych kolorów Semilac: Violet Cream,  do którego początkowo miałam dość mieszane uczucia. Obawiałam się, że może okazać się zbyt siny, jednak ładnie komponuje się z jasną skórą. Aktualnie moje paznokcie wołają o pomstę do nieba (co nie stanowi dla mnie większego problemu, bo praca na kuchni ma swoje plusy i minusy) stąd, jest to jeden z ostatnich wpisów o hybrydach.

Czy polecam numer 127? Zdecydowanie tak, choć wymaga trzech warstw. Jakością nie odbiega od innych, jakie miałam okazje stosować.




Przypadnie do gustu głównie fankom pasteli. O samych wrażeniach z podróży i pobytu tutaj postaram się napisać wkrótce. :)





PIERWSZE TYGODNIE W USA | MOJE WRAŻENIA I DROBNE ZAKUPY

$
0
0

Ciężko jest wrócić do blogowania po krótkiej przerwie, która, jakby nie patrzeć całkiem dobrze mi zrobiła. 15 czerwca wyruszyłam w podróż do Stanów Zjednoczonych, na szczęście przebiegła ona bez większych problemów, dziękuję więc za wszystkie kciuki! Aktualnie moje dni są najzwyczajniej w świecie wypełnione pracą. Okazała się ona dużo cięższa niż sądziłam i niezmiernie się cieszę, że cały ubiegły rok sporo czasu poświęciłam na trening siłowy.



Jako, że mieszkamy w małej miejscowości, nad pięknym jeziorem (mieliśmy już kilka wizyt niedźwiadków z otaczającego lasu!), to w dni wolne staramy się wyjechać do miasta na zakupy. Miałam okazję być w Walmart i wybór kosmetyków jest spory, ale głównie to kolorówka. Pielęgnacji jest faktycznie bardzo mało, ciężko znaleźć coś pomiędzy typowymi, drogeryjnymi produktami a naturalnymi. Te ostatnie mają wysokie ceny, choć na ten moment nie mogę wypowiadać się za wszystkie inne drogerie :) Z praktycznie pustej szafy Elf wybrałam eyeliner w kwocie 2$, ciekawa jestem innych, jednak tym razem nie było mi dane przyjrzeć się im dokładnie.

Przeceny w sklepach są faktycznie szalenie kuszące, prawdziwe obniżki, aż szkoda, że u nas w Polsce raczej się takich nie doczekamy. Nie szastałam pieniędzmi, jednak skusiłam się na przykład na przecenioną z 55 $ na 10 szarą, prostą bluzę w Levi’s.
Najciekawsze zapewnie są zakupy kosmetyczne. Zajrzałam tylko do Bath & Body Works, choć wiem, że w centrum jest jeszcze przykładowo Mac i bardzo kusi mnie ich korektor. Wracając jednak do tematu BBW, ciężko było wybrać spośród masy przecenionych produktów do pielęgnacji. Większość przeceniona o 75%, inne nieco mniej. Wciąż jednak za trzy produkty zapłaciłam jedynie 10$.


Z uwagi na moje braki w kosmetyczce (zależało mi na zaoszczędzeniu bagażu) skusiłam się na balsam do ciała i dwie mgiełki, z czego jedna, o lekko męskim zapachu zostanie ze mną całe lato i coś czuję, że w czwartek podczas dnia wolnego kupię kolejną na zapas ( 3,5 $).


Jeśli chodzi natomiast o bardziej życiowe wrażenia, to przyznam, że jedzenie jest moim małym problemem. Zdecydowana większość produktów w sklepach zawiera cukier lub syrop kukurydziany i pochodne. W Polsce jest podobnie, jednak odnoszę wrażenie, że nie na taką skalę. W kraju dużo łatwiej było mi kupić nieprzetworzoną żywność w dobrej cenie. Choć kilkakrotnie pytano mnie, czy przyjechałam na obóz jako trenerka fitness (co jest szalenie miłe!) to przypuszczam, że po powrocie będę miała nieco pracy nad formą. Łatwo jest mieć silną wolę, gdy robi się zakupy i gotuje tylko dla siebie. Co innego, gdy dostęp do niezdrowych produktów jest nieograniczony, zwłaszcza, że do jednych z moich obowiązków należy…pieczenie ciast. Patrząc z drugiej strony, to cóż, nie jest to znowu żadna tragedia, choć wolałabym jednak uniknąć zbyt wielu nadprogramowych kilogramów.
Podobno ludzie wszędzie są tacy sami. Jechałam tutaj z lekkim przeświadczeniem, że przeżyję szok kulturowy, jakkolwiek dziwnie może to nie zabrzmieć. Okazuje się jednak, że inny jest tylko język i zwyczaje. Możliwość poznania i zobaczenia kraju za oceanem jest jednak ogromną szansą i świetnym doświadczeniem. Zobaczymy, jak będzie dalej.




AKTUALIZACJA WŁOSÓW | LIPIEC

$
0
0

 
Całe wieki nie było na blogu aktualizacji włosów. Głównie przez fakt, że wciąż nie mogę opracować nowej, idealnej dla nich pielęgnacji, bo jak już nie raz wspominałam stały się bardzo problematyczne. Po przyjeździe, z uwagi na inną wilgotność stały się jeszcze bardziej niesforne, starałam się więc olejować je regularnie. Całość jednak jest jak najmniej skomplikowana z uwagi na brak czasu.

KOSZULKA KLIK

Najczęściej są związane i lekko pokryte olejkiem, aby ograniczyć puszenie i dalsze wysuszenie. Skóra głowy również nieco ucierpiała, jednak powoli wszystko wraca do normy. W walizce zabrałam pakiet kosmetyków, głównie odlewki: balsam Seboradin, Babuszka Agafia oraz rosyjską maskę rokitnikową. Poszukiwania czegoś nowego spełzły na niczym, bowiem wybór produktów w sklepach, w których miałam okazję być był bardzo ograniczony. Te o naturalnych składach miały dość wysokie ceny, typowo drogeryjne dla odmiany nie kusiły mnie zbyt mocno. Jeśli coś się zmieni, to dowiecie się zapewne jako pierwsze :)
 
Jak mija Wam lipiec?
 
 

ULUBIEŃCY OSTATNICH TYGODNI | CO ZABRAŁAM ZE SOBĄ NA WYJAZD

$
0
0
 
Po ponad miesiącu za granicą warto podsumować zawartość mojej wyjazdowej kosmetyczki.  Wiele się zmieniło, stąd bardzo pogorszyła mi się cera, zapewne na skutek innej diety oraz wody. Próbuję ratować ją znanym już chyba wszystkim czytelnikom olejkiem z marakui. Na podrażnienia świetnie sprawdziła się woda termalna Uriage.

Kłopotliwe są również paznokcie i dłonie. Ciągła praca w rękawiczkach dała im ostro w kość, rozdwajają się, stały się cienkie jak papier i delikatne na urazy. Niestety, typowa odżywka w lakierze odchodzi jednym płatem, muszę więc pozostać przy regularnym olejowaniu. W podróży pomocny był krem Tołpa o pięknym zapachu (mam nadzieję, że pełnowymiarowe opakowanie jest do zdobycia w sklepach), oraz miniaturka Kamille.
 
Pielęgnacja włosów wciąż minimalistyczna, zwłaszcza, że dokucza mi również podrażnienie skóry głowy (same narzekania z tych Stanów!). Chętnie sięgam po rokitnikową maskę, serum Biovax A+E, za którym nalatałam się chyba po czterech drogeriach oraz maska Pilomax Kamille. Co do tej ostatniej, to strasznie żałuję, że nie zabrałam jej ze sobą więcej. Zapomniałam, jak świetnie działała, mimo dość prostego składu. Koiła również nieprzyjemne uczucie swędzenia.
 
 

LAKIERY HYBRYDOWE SEMILAC | OSIEM ODCIENI FIOLETU: 123, 034, 035, 058, 059, 083, 012,129

$
0
0
Pod moją nieobecność w gamie Semilac na pewno pojawiła się masa nowych odcieni, jednak porównania kolorów są zawsze pomocne przy wyborze i decyzji zakupu. Jesień powoli się zbliża i wizja powrotu do Polski oczywiście bardzo mnie cieszy. Oby tylko nie było zbyt deszczowo ;) Na tę porę roku  fiolet jest jednym popularniejszych, stąd liczę, że porównanie ośmiu, pochodzących z mojej kolekcji przypadnie Wam do gustu. Sześć czerwieni mogłyście oglądać już jakiś czas temu tutaj. 


Większość kryje po dwóch warstwach, bardziej pastelowe (059, 058) wymagają jednej dodatkowej. W ich przypadku zawsze starałam się nakładać je wyjątkowo cienko, aby uniknąć mało estetycznego efektu jakim moim zdaniem jest zbyt duża ilość lakieru na płytce.


012 PINK CHERRY
035 BRIGHT EMERALD
034 MARDI GRAS
058 HEATHER GREY
059 FRENCH LILAC
083 BURGUNDY WINE
129 VIOLET BLISS
123 SZEHEREZADA



Na zdjęciu od góry: 123, 034, 035, 058, 059, 083, 012, 129.




Znacie któryś z fioletów? 
Macie ulubiony odcień?



TEST | KOLAGEN NORWESKI PO PONAD DWÓCH MIESIĄCACH STOSOWANIA

$
0
0



Jeszcze na długo przed wyjazdem zastanawiałam się co, prócz oczywiście kosmetyków zabrać ze sobą w podróż do Stanów. Nie mogło oczywiście zabraknąć apteczki z podstawowymi lekami, zwłaszcza po opowieściach znajomych o cenach takich produktów w sklepach. Dawno nie sięgałam po suplementy diety, pobyt za oceanem okazał się dobrą okazją do przetestowania czegoś nowego, mianowicie, nowego suplementu diety o nazwie Kolagen Norweski wprowadzonego przez firmę BioMed-PharmaPolska.



Propozycję otrzymałam jeszcze zanim produkt został oficjalnie wprowadzony do sprzedaży i to, co widzicie na zdjęciach jest wersją, jaką można kupić w Norwegii. Miałam okazję zobaczyć, jak wygląda polska wersja opakowania  (klik)i prezentuje się ona zdecydowanie lepiej.
Skład norweskiego preparatu oparty jest na oleju z łososia (1000 mg), naturalnym, niezhydrolizowanym kolagenie typu I (tworzący skórę, włosy, paznokcie, organy wewnętrzne i kości) oraz kolagenie typu II, który jest głównym budulcem chrząstek (łącznie 100mg). Dzięki braku wspomnianej obróbki przy wykorzystaniu wysokiej temperatury sprężyste włókna nie ulegają zniszczeniu, sam produkt działa silniej i daje lepsze efekty.
Dodatkowo znajdziemy w nim witaminę C ( 100mg), która odgrywa kluczową rolę w jego syntezie. Regularne stosowanie preparatów tego typu przyczynia się do wzmocnienia naczyń krwionośnych, zdrowszego wyglądu i jędrności skóry, redukcji zmarszczek, poprawy funkcjonowania stawów oraz oczywiście, wzmocnienia włosów i paznokci.



Aktualnie, jak łatwo się domyślić wiele się zmieniło, przede wszystkim moja dieta: stała się dużo bardziej uboga w witaminy, mniej zróżnicowana. Zmiana klimatu, nie oszukujmy się, również ma ogromny wpływ. Zauważyłam jednak kilka efektów, o których z pewnością mogę napisać po ponad dwóch miesiącach stosowania . Przede wszystkim, włosy rosną tak samo szybko jak zawsze, dobrze więc, że przed wyjazdem odwiedziłam swoją fryzjerkę. Ustało również nadmierne ich wypadanie. Zawsze dokuczało mi również nieprzyjemne „strzelanie” w stawach, zwłaszcza przy rozgrzewce przed treningiem. Teraz praktycznie go nie zauważam. Z chęcią kontynuowałabym kurację przez kolejne miesiące, już będąc w Polsce. Jestem ciekawa jak będzie gdy powrócę do normalnego trybu życia i jedzenia. Zwłaszcza, że zbliża się jesień a skład jest idealny również jako ochrona przed przeziębieniem, a sama niestety, bardzo często choruję. Wysoka zawartość kwasów omega 3 (250 mg) na pewno nie zaszkodzi podczas sesji.




Miesięczną kurację (60 kapsułek) Kolagenu Norweskiego znajdziecie na stronie biomed-pharma.plw cenie 89 złotych za opakowanie. Bądźcie jednak czujne, bo wspólnie mamy dla Was niespodziankę. Więcej szczegółów wkrótce.




CZEGO NAUCZYŁ MNIE POBYT W USA |+ GDZIE BYŁAM, CO ZWIEDZIŁAM ORAZ PLANY NA PRZYSZŁOŚĆ

$
0
0
Grand Canyon

Wszyscy znamy powiedzenie, że podróże uczą. Czego więc nauczył pobyt za dalekim Oceanem mnie, osobę, która nigdy nie myślała, że kiedykolwiek porwie się na wyjazd do Stanów Zjednoczonych? Jeśli miałabym być szczera, wiele.

Nie raz i nie dwa wspominałam, że wycieczki często są dla mnie stresujące. Wiem, że istnieje masa osób, którą ekscytuje sama wizja podróży, planowania...a ja jestem w tym beznadziejna. Taka jest prawda. Lubię zwiedzać, poznawać nowe miejsca, jednak wizja bookowania biletów, myślenia nad harmonogramem, dojazdami często mnie przeraża. W obcych (i nie tylko) miejscach łatwo się gubię (brak orientacji w terenie welcome to!), tłum ludzi trącających mnie za ramię szczerze irytuje. Z samotnego wylotu do USA (bo nie miałam przy sobie żadnej, prawdziwie bliskiej mi osoby) wyniosłam sporo. 


Los Angeles

Miałam szczęście pracować ze świetnymi, otwartymi ludźmi. Wielu z nich wciąż mi brakuje, stąd po części rozważam powrót w to samo miejsce za rok, choć planujemy również spotkania. Rozmowa po angielsku, choć nigdy nie stanowiła dużego problemu, teraz przychodzi mi dużo płynniej, naturalniej, bez obaw o idealną poprawność gramatyczną. Bo powiedzmy sobie szczerze, kto, prócz native speakerów mówi perfekcyjnie? Amerykanie, szalenie pomocni, niejednokrotnie ratowali nas z opresji. Czy to w nowojorskim metrze, czy o północy w Washingtonie, gdy odwołano nam powrotnego busa, a pracownicy firmy mieli nas w dalekim poważaniu i najchętniej odkładali słuchawkę telefonu. Obawiam się, że ilość dobrej karmy z całego roku wykorzystałam podczas trzytygodniowego podróżowania.;)


San Diego

Nigdy nie sądziłam, że będę osobą, która przyzna, że polskie ulice są smutne. Być może uśmiech, to dla Amerykanów nawyk, podobnie jak small talk o pogodzie, czasem trochę przesadny, jednak umówmy się, o wiele milej stoi się w długiej kolejce, gdy obok ktoś wygląda po prostu sympatycznie. Nie zrozumcie mnie źle, takie było moje spostrzeżenie zaraz po powrocie. 

Nie twierdzę, że Stany są lepsze, bo nie są i nigdy nie będą. Są inne, ciekawe, ale szczerze tęskniłam za krajem. To tylko dowód, że prawdopodobnie nigdy nie zdecyduję się na emigrację na stałe. Świadomość, że będąc w Lublinie w ciągu maksymalnie trzech godzin mogę być w domu działa bardzo kojąco. Zrozumiałam, że nie chodzi o odległość, bo kilometry się nie liczą. Liczy się możliwość powrotu do ukochanych miejsc i ludzi, jakkolwiek patetycznie to nie zabrzmi.


San Francisco
Czy polecam program Work & Travel dla studentów? Absolutnie. Możliwość poznania innej kultury, nawiązania znajomości z całego świata jest genialna. Czternastego września wróciłam do Polski, po długim podróżowaniu. Zwiedziliśmy: Nowy Jork, Washington, San Diego, Las Vegas (to miasto faktycznie nigdy nie śpi!), Los Angeles ( gdzie dla odmiany przesadziłam z ekspozycją na Słońce, za co słono zapłaciłam).

San Francisco, zachwyciło mnie do tego stopnia, że śmiało określiłabym je jako moje ulubione. Głównie ze względu na architekturę, przepiękne domy w starszej, klimatycznej jego części. Dokładnie takie KLIK. Pierwsze, z czym mi się skojarzyło to serial Czarodziejki, który uwielbiałam w dzieciństwie i z tego, co się dowiedziałam, słusznie, bowiem tam był kręcony. Cóż, przynajmniej urywki.


Los Angeles

Dodatkowo, widzieliśmy na własne oczy Kanion Red Rock w Nevadzie, Grand Canyon (zdjęcie na górze), gdzie widoki zrobiły na mnie niesamowite wrażenie, oraz Park Narodowy Yosemite
Nie mogłabym zapomnieć również o Bostonie i Niagarze, gdzie wybraliśmy się jeszcze podczas pracy, korzystając z dnia wolnego.

Prócz trzech, nadprogramowych kilogramów, wróciłam z masą wspomnień i dobrej energii. Jeśli więc czytają mnie studenci, a wiem, że tak, to wyjazd mogę tylko polecać. W Polsce jest  kilka firm zajmujących się organizacją wyjazdów, sama korzystałam z Camp Leaders Poland. 



Kosmetycznie już niedługo!




NOTD | SEMILAC 084 DENIM BLUE + 144 DIAMOND RING

$
0
0

Dopóki jesień nie rozgościła się na dobre, czas sięgnąć po bardziej pastelowe odcienie, których do tej pory nie miałam okazji nosić. Tym razem wybór padł na piękny, podkreślający opaleniznę SEMILAC 084 DENIM BLUE to nieoczywisty, nieco przybrudzony błękit. Dla pewności zdecydowałam się położyć trzy, cienkie warstwy lakieru. Na dwóch paznokciach widzicie popularny srebrno-brokatowy kolor 144 DIAMOND RING, dodany tylko i wyłącznie dla delikatnego urozmaicenia.

BORDOWA KURTKA / KOSZULKA PASKI


Inne wpisy o SEMILAC znajdziecie TUTAJ.





NIKE BRASILIA: IDEALNA TORBA NA SIŁOWNIĘ | CO ZABIERAM ZE SOBĄ + PROSTY SPOSÓB JAK UNIKNĄĆ CIĘŻKIEGO BAGAŻU

$
0
0

Nigdy nie planowałam odpowiadać na tag „co jest w mojej torebce”, jednak odkąd wróciłam do Polski i wróciłam do regularnych ćwiczeń siłowych miałam okazję przetestować nową torbę, którą przywiozłam ze Stanów. Do tej pory nie zwracałam większej uwagi na jakoś tego typu sprzętu, początkowo zabierałam ze sobą zwykłą ekotorbę, później zaczęłam zwracać uwagę na ich jakość, wykonanie. Wynikałoby z tego, że mogę więc udzielić kilku porad, w tym również jak uniknąć zbyt ciężkiego bagażu.



Torba NIKE, na jaką się zdecydowałam to Brasilia(RT56323) w pięknym, czerwonym kolorze. Niestety, nie wiem, jaki dokładnie jest to rozmiar, firma bowiem proponuje ich kilka. Z tego, co podpowiada internet, nie jest ona przeraźliwie droga również u nas. Przyznam, że jej wielkość jest idealna. Jeśli poszukujecie funkcjonalnej torby na fitness to zwróćcie przede wszystkim uwagę na specjalną kieszeń boczną na buty (pozioma). Ta ją posiada, choć mimo to, do ich przechowywania dodatkowo używam worka na buty z dodatkową mniejszą komorą, gdzie zazwyczaj lądują moje klapki.


Torba nie „składa się”, nawet jeśli nie mamy w niej niewiele rzeczy, dzięki temu, że ma usztywniane dno. Poprzednia z Decathlon, którą kupiłam za grosze wyglądała przez to nieco mało estetycznie (?). Niby nic, ale strasznie mnie to irytowało. Plusem jest również mała kieszonka w środku, w której zazwyczaj trzymam karnet. Poprzednio, rzucony luzem wiecznie gubiłam pomiędzy ubraniami.


Miałam tyle szczęścia, że po wrześniowej przeprowadzce nadal mam blisko do mojego klubu, jednak zawsze biorę prysznic na miejscu. Stąd zabieram najpotrzebniejsze rzeczy jakim są ręczniki. Z polecenia kupiłam sportowe w Decathlonie, które są lekkie, po złożeniu zajmują bardzo mało miejsca, dobrze chłoną i szybko schną. Nie są może najlepsze do codziennego użytku domowego (jak na przykład po myciu włosów) jednak całą podróż po USA służyły mi świetnie. Jeden z najlepszych zakupów na wyjazdy. Rozmiar L jest idealny jako kąpielowy, posiadam również dwa mniejsze, z czego S okazała się nieco zbyt mała na siłownię (na ławeczkę, pod plecy itd.).


Zawsze zabieram ze sobą również rękawiczki, mój plan treningowy, bieliznę (wiadomo;)) oraz ubrania na zmianę. Najczęściej wybieram coś luźnego, jak zwykłe legginsy i koszulka. W większej kieszeni zazwyczaj trzymam nic innego jak kosmetyki: żel pod prysznic (malinowy YR to moja nowa miłość), olejek do skóry w sprayu, aby szybko nawilżyć ciało, pomadkę do ust (inaczej prawdopodobnie zapomniałabym o ich ochronie), spray oraz dezodorant. Aby zminimalizować ich ilość często sięgam po chusteczki z dezodorantem Cleanic. Z rzeczy do włosów również standardowo, gumki Invisibobble oraz szczotka z Rossmanna.


Nie mogłabym zapomnieć również o bezprzewodowych słuchawkach Philips. Odkąd je kupiłam nie wyobrażam sobie ćwiczyć z klasycznymi, zwłaszcza, że nie miałabym gdzie schować telefonu, a jest on dość duży i ciężki. Myślałam nad mp4, jednak prawdopodobnie nie będzie miała ona bluethooth (a może się mylę?), a ponadto uwielbiam Spotify, więc pozostanę przy korzystaniu z nich. Woda, oczywiście, najczęściej jest to niegazowana Nałęczowianka lub Cisowianka, które najbardziej mi smakują. W trakcie wysiłku nie powinno sięgać się po wody źródlane, które, z tego, co słyszałam wypłukują minerały z organizmu. Butelka Dafi sprawdza się bardzo dobrze, jednak raczej na co dzień, do torebki i na uczelnię.


stanik HM,
nerka Under Twenty



NOWOŚCI MY SECRET: PALETKI CIENI NATURAL BEAUTY: MORNING DEW, SAND DUNES, ROSE KISS | MAKIJAŻ I SWATCHE

$
0
0
SWETER--> KLIK
Odnoszę wrażenie, że odkąd opiekę nad markami własnymi Drogerii Natura przejął Daniel Sobieśniewski nowości zmierzają w coraz lepszym kierunku. Marka regularnie podsyła mi ciekawsze produkty, a ostatnio podczas wizyty w sklepie w poszukiwaniu korektora w płynie Catrice (recenzja tutaj)z ciekawości zerknęłam również na szafę My Secret. Moją uwagę przykuły najnowsze paletki cieni NATURAL BEAUTYpod szyldem My Secret, a wkrótce potem miałam je już w rękach.


Pierwsze wrażenie? Bardzo pozytywne! Wybierać możemy spośród trzech kombinacji kolorystycznych i jedyna, która najmniej mi odpowiada to ta posiadająca różowy kolor.
ROSE KISS, matowe odcienie,
SAND DUNES, matowe odcienie brązu i beżu,
MORNING DEW, mat plus perła.


bardzo dobrze napigmentowane, choć mogą nieco zanikać przy blendowaniu, stąd polecam wklepywanie i mimo to, użycie bazy. Sama dopiero jakiś czas temu przekonałam się do jej regularnego stosowania, nawet pod cieliste kolory. Makijaż jest trwalszy i prezentuje się lepiej przez cały dzień. Konsystencja jest jedwabista i kremowa w przypadku matów, połyskujące natomiast są bardziej „miękkie”, silikonowe, nieco podobne do produktów Sleek.Do ich aplikacji najlepiej sprawdza się płaski pędzelek lub aplikacja palcem, co pogłębia intensywność kolorów, mogą jednak trochę przy tym pylić (stosowałam standardowo Hakuro).


Cena również jest bardzo przyzwoita, 13,99 zł,chociaż jak wiadomo, można dostać je jeszcze taniej podczas promocji -40%. Podczas ostatniej wybrałam jednak tylko wspominany korektor, naiwnie wierząc, że w tym roku uda mi się nieco zminimalizować ilość otwartej kolorówki.


Co ciekawe, tak jak to często bywa w przypadku produktów DN, te konkretne cienie są produktowane przez firmę Pierre Rene. Jeśli więc będziecie miały okazję być w drogerii, to paletkom NATURAL BEAUTY warto poświęcić chwilę, chociażby na swatche. Z tego, co wygooglowałam jest to odświeżona formuła i wygląd cieni, które już wcześniej były dostępne. Czy ktoś się zdziwi, jeśli napisze, że marzy mi się kurs u Daniela? Chyba nie  :)


MAKIJAŻ:
Mix cieni z paletek MS,
kamuflaż w płynie Catrice,
korektor i rozświetlacz Melkior,
cielista kredka Kryolan,
podkład Annabelle Minerals,
czarna, żelowa kredka Miss Sporty,
baza Art Deco,
pisak do brwi Catrice,
żel do brwi Loreal,
tusz do rzęs Loreal So Black
kredka do ust Catrice.
Na sobie mam sweter z odkrytymi ramionami pochodzący z tej strony.





TRZY ULUBIONE, MATOWE PRODUKTY OSTATNICH DNI | CATRICE, SENSIQUE, GOLDEN ROSE

$
0
0

Odkąd aura staje się coraz bardziej niekorzystna z większą chęcią sięgam po naturalne odcienie jeśli chodzi o produkty do ust. O wiele pewniej się  w nich czuję, zwłaszcza, że moja skóra od zawsze ma tendencje do zaczerwieniania się w wyniku zimna, stąd, nie chcę tego jeszcze bardziej podkreślać. Nikogo nie zdziwię, jeśli napiszę, że trzy, ulubione w ostatnim czasie szminki i kredki mają odcień brudnego różu.Niby podobne, ale jednak inne.

CATRICE, KREDKA NR 180 ALL TIME MAUVIE STAR

Najnowsza w mojej kosmetyczce. To jedyny produkt, na który skusiłam się podczas ostatniej obniżki na Catrice. Oglądałam ją już wcześniej, jednak wciąż zastanawiałam się, czy aby na pewno potrzebuję kolejnego malowidła? Po rabacie jednak jej cena wynosiła niecałe sześć złotych, stąd nie wahałam się ani chwili. W szafie Essence znalazłam podobny, choć bardziej ciepły kolor, a ja jednak wyglądam lepiej w chłodniejszych tonacjach. Wymaga delikatnego nawilżenia ust, aby kolor równomiernie się nakładał, czego wcześniej nie zauważyłam. Niemniej, utrzymuje się bardzo długo, nie wysusza, a fanki koloru 19 z matowych Golden Rose będą zadowolone, bo wpada w fioletowe tony. W ostatnim wpisie mogłyście ją zobaczyć „na żywo”.

SEKRETY KSIĘŻNICZKI ----> znak.com.pl choć przyznam, że nie wciągnęła mnie zbyt mocno :)

SENSIQUE, MATOWA POMADKA W KREDCE NR 404

Zupełna nowość w szafach Sensique, którą znalazłam w ostatniej paczce z Drogerii Natura i znów byłam sceptycznie nastawiona. Okazało się jednak, że to bardzo porządna szminka! Porównując ją ze wspominaną wyżej GR jest bardziej matowa, a w konsystencji mniej kremowa, a bardziej…woskowa? Nieco gorzej się aplikuje, jednak dobrze się nosi i nie ściąga nieprzyjemnie ust.  Kleopatrezrobiła prezentację wszystkich kolorów, jednak to 404 najbardziej przypadł mi do gustu. Niestety, trzeba ją temperować. 


GOLDEN ROSE, MATOWA POMADKA MATTE LIPSTICK CRAYON NR 10

Tej nie trzeba nikomu przedstawiać. Będąc w Stanach zgubiłam niestety pozostałe dwie ulubione, stąd po powrocie nie mogłam rozstać się z dziesiątką, która jest stonowanym, nie za chłodnym różem. Irytuje mnie jednak jej rozmiar, po zakupie nowej temperówki (tudzież strugaczki ;)) okazało się, że się nie nadaje, więc pozostaje mi jedynie zakup oryginalnej, firmy Golden Rose. Długi czas pomagałam sobie przy jej nakładaniu pędzelkiem. O siedmiu odcieniach wspominałam tutaj, gdzie możecie również obejrzeć dokładne swatche.



SWATCHE od góry: Sensique (nieco chłodniejsza od GR, różnią się bardziej formułą niż kolorem), Golden Rose, Catrice (na ustach wybija się sporo chłodnego koloru).




CZERWIEŃ, KTÓRA ZACHWYCA | SEMILAC 027 INTENSE RED

$
0
0

Na blogu bardzo rzadko pojawia się czerwień na paznokciach. Od zawsze należałam do fanek wszelkich odcieni różu, a po klasykę sięgałam sporadycznie. Bardzo rzadko dobrze czułam się w tym odcieniu, czym różnię się od mojej Mamy, która ją uwielbia, a kolejny lakier w tym odcieniu wciąż ją cieszy. Niestety, nie mogę jej przekonać do hybryd z uwagi na ich zmywanie, jeśli jednak ja sama decyduję się na jej noszenie przez kolejne dwa tygodnie, to uwierzcie mi, coś się dzieje.


Tym razem bowiem poszukując czegoś innego w moim zbiorze produktów Semilac wybrałam INTENSE RED i przyznam, że to był strzał w dziesiątkę! Dawno żaden kolor tak bardzo nie przypadł mi do gustu, a w połączeniu z prostymi, szarymi czy białymi swetrami wygląda absolutnie ujmująco i pięknie. Nie za jasny, nie za intensywny, jednym słowem, idealny.



Na sobie mam: 
zegarek Geneva,
rozświetlacz Melkior, 
kredka do ust Wibo NudeLips nr 3 (zapomniałam, jak ładnie wygląda!)

inne wpisy o SEMILAC znajdziesz TUTAJ.



WYGRAJ JEDNĄ Z TRZECH KURACJI KOLAGENEM NORWESKIM | BIOMED-PHARMA.PL

$
0
0

Jakiś czas temu opisywałam Wam moje efekty po kuracji Kolagenem Norweskimfirmy BioMed-Pharma Polska. Zapowiadałam, że wspólnie szykujemy niespodziankę. Mam bowiem okazję kontynuować moją kurację, z której ostatnio byłam bardzo zadowolona i jestem ciekawa jak sprawdzi się przy mojej standardowej diecie, bowiem, jak działa amerykańska już wspominałam:)

Produktu jednak nie będę testować sama!. Firma ufundowała trzy zestawy, które pozwalają na dwumiesięczną, pełną kurację.

Każda kapsułka zawiera:

♥ Świeży olej z łososia,
♥ Kolagen typu I i II,
♥ Witaminę C



Macie więc świetną okazję, aby na własnej skórze wypróbować jego działanie. Wszystko, co trzeba zrobić, to kreatywnie odpowiedzieć na pytanie konkursowe oraz polubić fanpage TUTAJ. Bardzo możliwe, że Wasze rady będą pomocne również dla mnie, więc czujcie się zaproszone do wypełnienia formularza. 




Powodzenia!
1. Konkurs organizowany jest przez alteregoblog.pl. Sponsorem nagród jest firma BioMed- Pharma
2. Konkurs trwa dwa tygodnie, do niedzieli 6 listopada.
3. Zadaniem konkursowym jest kreatywna odpowiedź na pytanie zawarte w formularzu oraz poprawne wypełnienie pozostałych pól.
4. Spośród wszystkich odpowiedzi wybranych zostanie trzech zwycięzców. Odpowiedzi nie będą opublikowane na blogu.
5. Jedna osoba może wysłać tylko jedno zgłoszenie.
6. Konkurs skierowany jest do czytelników wyżej wymienionego bloga.
7. Osoby niepełnoletnie powinny zapytać o zgodę na udział swoich rodziców.
8. Za wysyłkę nagród odpowiedzialny jest sponsor nagród. Czas oczekiwania na adres do wysyłki wynosi maksymalnie tydzień, w innym wypadku wybrana zostanie inna osoba.
9. Biorąc udział w konkursie wyrażasz zgodę na przekazanie danych osobowych w celu wysyłki kosmetyków (Dz.U.Nr.133 pozycja 883z późn. zm.)
10 Wyniki zostaną ogłoszone w ciągu czternastu dni od zakończenia konkursu.
11. Konkurs nie podlega przepisom ustawy z dnia 19 listopada 2009 roku o grach hazardowych (Dz. U. z 2009 roku nr 201, poz. 1540 z późn. zm.)
22. Regulamin wchodzi w życie wraz z dniem rozpoczęcia konkursu. W sprawach nie określonych w niniejszym Regulaminie zastosowanie mają przepisy Kodeksu Cywilnego oraz inne przepisy powszechnie obowiązujące. 



MASA NOWOŚCI DO WŁOSÓW I NIE TYLKO | YVES ROCHER, ULTRAPLEX JOANNA, LOREAL PROFESSIONEL, STENDERS

$
0
0

Kilka ostatnich tygodni obfitowało w nowości, głównie w kwestii pielęgnacji włosów, choć nie tylko. Choć zdecydowana większość wciąż czeka na swoją kolej, bo jak wiadomo, staram się uniknąć otwierania kolejnych opakowań, to warto o nich wspomnieć już teraz. Wszystkie prezentują się bardzo ciekawie, a być może miałyście z nimi już jakieś doświadczenia? Dajcie znać!


YVES ROCHER

Marka kompletnie zaskoczyła mnie asortymentem produktów do włosów. Kilka fakt, miałam okazję przetestować (przykładowo, serum na końcówki), jednak nie sądziłam, że oferuje ona aż tyle kosmetyków o świetnych składach. Płukanki octowej nikomu nie trzeba przestawiać, jak również delikatnego szamponu w kremie, o którym wspominała Anwen. Ciekawie wygląda również olejek oraz odżywcza maska, polecana przez jedną z moich koleżanek. Nowością w ofercie jest seria do włosów kręconych wzbogacona o wyciąg z baobabu. 


JOANNA, UTRLAPLEX, INNOWACYJNY SYSTEM REGENERACJI WŁOSÓW


Obserwując zainteresowanie zabiegami, należało tylko czekać, aż jedna z polskich, ogólnodostępnych firm wyjdzie naprzeciw klientkom i zaproponuje program do pielęgnacji włosów w domu. W gamę Ulraplex, prócz trójstopniowego systemu regeneracji opartego na odbudowie mostków disiarczkowych, wchodzi również szampon utrwalający, odżywka oraz serum- regenerator. Ten ostatni to większa, wersja 100ml tego, który wykorzystujemy przy głównym zabiegu. Przyznam, że jestem…zaintrygowana! Mimo, że nie mam zniszczonych włosów. Zwłaszcza, że ceny wahają się do 15 złotych w zwyż.

STENDERS, ZESTAW KOSMETYKÓW ANTYCELLULITOWYCH


Produkty antycellitowe przydadzą się wyjątkowo po moim powrocie ze Stanów, gdzie odżywiałam się wyjątkowo źle, a na moich nogach mogłam ujrzeć nic innego, jak największy w życiu cellulit. Za błędy się płaci i choć teraz, przy odpowiedniej diecie i sporej dawce ruchu jest nieporównywalnie lepiej, to z przyjemnością zapoznam się z nieznaną mi dotąd marką. W zestawie, jaki otrzymałam znalazłam olejek, serum, scrub oraz szczotkę. Opakowania również są urzekające, to trzeba przyznać. Na zdjęciu załapał się również bardzo gorąco polecany tusz YR Sexy Pulp. 


LOREAL PROFESSIONEL, SERIA ODŻYWCZA GLYCEROL + COCO OIL

Jak wiecie nigdy nie byłam fanką profesjonalnych produktów do włosów, które można kupić w salonach. Główną przyczyną był ich ubogi skład przy zachowaniu wysokich cen. Stąd zawsze polecałam tańsze i łatwiej dostępne kosmetyki, które się u mnie sprawdzają i po które sięgam przy każdym myciu. Tym razem jednak otrzymałam niespodziewaną przesyłkę, w której prócz kokosowych przysmaków ( 500 ml oleju kokosowego♥) znalazłam całą serię produktów, które nie zawierają silikonów w odżywce do codziennego stosowania oraz masce. Powinny być łagodne, z uwagi na brak SLSów, a cała linia wzbogacona jest oczywiście wspomnianym olejem. Bardzo, bardzo mnie ciekawią, jednak z testem muszę się chwilowo wstrzymać: w łazienkowej szafce zalega zbyt dużo otwartych i lubianych przeze mnie odżywek :)



O czym chcecie przeczytać w pierwszej kolejności? 
Co wyjątkowo Was zainteresowało?



PRZEPIS | ULUBIONE FIT BROWNIE BEZ CUKRU I MĄKI

$
0
0

Jakiś czas temu miałam okazję uczestniczyć w targach FIWEw Warszawie, gdzie poznałam autorkę jednego z moich ulubionych, kulinarnych blogów. Nie omieszkałam spróbować również jej pyszności, stąd, przetestowałambrownie w wersji fit, bez mąki, bez dodatku cukru (słodzone bananem), z dodatkiem odżywki białkowej. Przepis więc nie jest mój,a Asi, jednak zdecydowanie warto o nim wspomnieć, podobnie jak o jej pomysłach na zdrowsze wersje słodyczy. Miałam trzech testerów w ostatnim czasie i wszystkim smakowało, a to chyba najlepsza rekomendacja :) Fasola jest absolutnie nie wyczuwalna, stąd większość była szczerze zaskoczona. Ciasto jest mokre, czekoladowe, z wyczuwalną nutą kokosową. Ciężko zjeść tylko jeden kawałek!

Z uwagi na moją zasobność kuchennych szafek adaptowałam go nieco.  W oryginalnej wersjiznajdziecie miód oraz ziarna kakaowca, stąd makro jakie podam będzie wyliczone przeze mnie i nieco inne. Sięgnęłam również po inne białko, czekoladowo- kokosowe, które chyba nigdy mi się nie znudzi. Mieszkankom Lublina polecam sklep eprotein, głównie dlatego, że zakupy można odebrać na miejscu, a ceny są przyzwoite.



SKŁADNIKI:
  • Banan 80 gr (wyciągnęłam go kilka dni wcześniej z lodówki, aby dojrzał)
  • Czerwona fasola 265 gr (jedna puszka)
  • Kakao niskotłuszczowe 12% 25 gr 
  • 2 jajka 
  • Olej kokosowy 75 gr (zastosowałam nierafinowany z uwagi na zapach)
  • Szczypta soli
  • Szczypta cynamonu
  • Pół łyżeczki proszku do pieczenia
  • Odżywka proteinowa (o smaku czekoladowo-kokosowym 35 gr)


PRZYGOTOWANIE:

Jest banalnie proste, jednak jak się domyślacie potrzebny będzie jednak blender. Swój zakupiłam ostatnio i powiem Wam jedno…powinnam była zrobić to wcześniej! Fasolę należy dokładnie przepłukać, odczekać aż ścieknie, w między czasie nagrzać piekarnik do 180 stopni. Wszystkie składniki blendujemy dokładnie, wylewamy na wyłożoną papierem blachę. Pieczemy około 30 minut, kontrolując patyczkiem. Kroić dopiero po wystudzeniu.

Moją porcję podzieliłam na dwanaście części, stąd, z uwagi na delikatnie zmienione składniki makro prezentuje się następująco:

Całe ciasto: 1434 kcal/67g B/72g W/95g T
Na porcję: 120 kcal/5,6g B/6g W/8g T.



Mam nadzieję, że pomysł na pyszny deser na jesienne wieczory przypadnie Wam do gustu :) 





ULUBIEŃCY PAŹDZIERNIKA | KOSMETYKI: CATRICE, LOREAL, FARMONA, GARNIER, NATURA SIBERICA

$
0
0
kosmetyki farmona, loreal, catrice, essence, recenzje, opinie,

Przychodzi taki moment w blogerskim życiu, że wypadałoby podsumować ostatnie dni. Nie tylko pod względem produktów, ale tym razem skupimy się jednak na najlepszych kosmetykach ostatnich miesięcy. Większość jest dobrze znana, kilka z nich to tradycyjnie, nowości. Sporą ich ilość pokazywałam tutaj, powoli zabrałam się za testowanie.

  • PIELĘGNACJA WŁOSÓW

Natura Siberica, rokitnikowa maska d włosów suchych i normalnych
Kosmetyk, który sprawdzał się świetnie całe lato i zdecydowanie zasługuje na swoje miejsce w tym wpisie. Szalenie wydajna maska, która aktualnie daje mi gwarancję good hair day. Wypada lepiej niż wersja do bardzo zniszczonych pasm. W składzie masa olejów, polecam ją zwłaszcza teraz, gdy pogoda nie dopisuje. Nałożona w zbyt dużej ilości może obciążąć, jednak wciąż, warto rozważyć jej zakup. Najlepszą rekomendacją jest fakt, że jest to moje drugie lub trzecie opakowanie, a jak wiadomo, bardzo rzadko wracam do konkretnych kosmetyków do włosów.



kosmetyki farmona, loreal, catrice, essence, recenzje, opinie,

  • PIELĘGNACJA CIAŁA I TWARZY

Garnier, płyn micelarny 3w1
Jeden z tańszych, który nie zawodzi, nawet w starciu z super odpornym tuszem Loreal. Wypada tylko minimalnie gorzej niż sporo droższy płyn Mixa. Domywa bardzo dobrze, przede wszystkim nie podrażnia i nie zostawia nieprzyjemnej mgły. Sprawdza się również jako tonik, z uwagi na brak lepkiej warstwy. Aktualnie w Biedronce można dostać dwupak w cenie 22 złotych, chyba powinnam zrobić zapas :)

Farmona, krem na dzień Active Revolu-C
Farmona to jedna z marek, do których, pomimo dobrych skojarzeń z Jantarem, podchodzę z rezerwą. Przyczyna jest prosta, testowane przeze mnie wcześniej produkty określiłabym jako przerost formy nad treścią, lub takie, które nie robiły zupełnie nic. Nowa seria produktów bazująca na witaminie C zrobiła na mnie jednak bardzo dobre wrażenie! Sam krem na dzień zaskoczył mnie jeszcze bardziej, głównie bardzo przyjemną konsystencją, gęstą, ale kremową. Dość szybko się wchłania i bez problemu nakładam go pod makijaż mineralny. Słoiczek również wygląda drogo, chociaż sam produkt kosztuje około trzydziestu złotych. Polubiliśmy się.

Yves Rocher, scrub do ciała z wanilią
Kto nie lubi wanilii? Wiem, z pewnością znajdą się takie osoby! Jest jednak spore grono osób, które za nią przepada, pod każdą postacią. Warunek jest jeden, nie może być to syntetyczny, zbyt mocny zapach (w deserach zjadliwa jest dla mnie absolutnie każda ilość;)). Cukrowy scrub okazał się strzałem w dziesiątkę. Otulający, gęsty i znów, kremowy, nawilżający. Idealny dla leniuchów, po jego użyciu nie ma już potrzeby stosowania balsamów. W komplecie z mleczkiem z tej samej serii stanowi bardzo zgrany duet.

kosmetyki farmona, loreal, catrice, essence, recenzje, opinie,

  • MAKIJAŻ
Loreal, tusz volume million lashes extra-black
Gdy w sklepach króluje wersja różowa, ja miałam okazję przetestować inną, super czarną. Szczoteczka jest standardowa, prosta, nabiera odpowiednią ilość maskary. Początkowo dość mocno sklejała rzęsy, jednak aktualnie sprawdza się świetnie, zwłaszcza, że wróciłm do odżywki. Trwałość, jak przystało na Loreal świetna, nie osypuje się cały dzień, a w kwestii demakijażu potrzeba dobrego zawodnika, jakim jest wcześniej wspomniany Garnier.

Catrice, flamaster BrownDefiner nr 020 flASHy Brows
Wciąż jestem totalnym laikiem jeśli chodzi o makijaż brwi. O ile podobają mi się u kogoś pięknie podkreślone, to sama czuję się w nich dziwnie. Od dłuższego czasu pozostaję więc wierna flamastrowi Catrice, o których czytałyście już tutaj. Na co dzień zależy mi tylko na delikatnym wypełnieniu luk i do tego sprawdza się bardzo dobrze. Podobno wydajność jest bardzo słaba, jednak z uwagi na fakt, że używam go w śladowych ilościach to wciąż moje pierwsze opakowanie.

Catrice, wodoodporna konturówka do ust 180 All Time Mauvie Star
Jeśli nie miałam pomysłu na makijaż ust, sięgałam właśnie po tę kredkę. Wymaga uprzedniego nawilżenia ust, jednak bardzo przekonuje mnie jej kolor i trwałość. Swatche i porównanie z innymi matowymi produktami w kolorze brudnego różu znajdziecie tutaj, natomiast na ustach pokazywałam ją w tym wpisie. 





Co Was zachwyciło w październiku?



TEST | YVES ROCHER, ODBUDOWUJĄCA MASKA Z OLEJEM JOJOBA I MASŁEM KARITE

$
0
0

Przeglądając bloga złapałam się na tym, że wieki nie publikowałam żadnego testu maski lub odżywki. Dzisiejszy wpis uznajmy więc za swego rodzaju sobotę dla włosów. Kolejnym razem z pewnością skupię się na kosmetykach profesjonalnych, tak dla miłej odmiany, dziś jednak opiszę moje wrażenia po zostosowaniu polecanej przez Was maskiYves Rocher z linii odbudowującej.


Maska jest dość malutka, 150 ml przy lekkiej, kremowej konsystencji pozwala przeczuwać, że skończy się szybko. Zapach opisałabym jako kwiatowy, przyjemny, choć może nie porywający. Producent poleca nakładać ją na około pięć minut, jednak wczoraj wieczorem nałożyłam ją w sporej ilości na nieco dłużej. Przed pójściem spać były bardzo miękkie, sprężyste i na prawdę ładne. Rano, po rozpuszczeniu koczka niestety, zauważyłam standardowy dla mnie od jakiegoś czasu puch, który udało mi się na szczęście ujarzmić olejkiem. Po jego aplikacji, rozczesaniu i zakręceniu ich ponownie Invisibobble wyglądały dokładnie tak:

można powiększyć w osobnej karcie :)

Pasma nie są obciążone, a objętość zachowana. Przyznam, że w ostatecznym rachunku bardzo przypadła mi do gustu i mogę ją Wam polecić. Nie zawiera parabenów oraz silikonów, więc puch może być tego wynikiem. Niestety, nie znalazłam pełnego składu (a jednak jest ukryty pod górną nalepką!). Kosztuje trzydzieści złotych, czyli wcale nie mało, jednak wiem, że w YR można upolować różne, fajne promocje. 




Znacie? Lubicie? 
Jakie są Wasze ulubione maski na zimę?:)


ZAJRZYJ DO: 


OLEJOWANIE | PIELĘGNACJA PAZNOKCI POMIĘDZY HYBRYDAMI: DWA AKTUALNIE ULUBIONE PRODUKTY, OLEJE, MASŁO SHEA

$
0
0

Podczas wakacyjnej pracy, gdzie przez większość dnia byłam zmuszona nosić rękawiczki, stosować płyny dezynfekujące na bazie alkoholu, przez co kondycja mojej skóry dłoni oraz paznokci bardzo ucierpiała. Stały się miękkie jak papier, wrażliwe na ciepło, urazy, a żadna odżywka, nawet moja ulubiona Sensique nie trzymała się nan ich dłużej, niż do kolejnego mycia. Wyjściem z sytuacji było tylko i wyłącznie olejowanie, gdzie przyznam, że powtarzałam je z maksymalną dla mnie częstotliwością.

yves rocher, maslo shea, olejowanie paznokci, welless and beauty

Gdy po trzech miesiącach (ależ ten czas leci!) pozostała mi jedynie pamiątka w postaci skróconej płytki w wyniku obcinania ich na bardzo krótko, to nadal są one dość kruche i łamliwe. Zauważyłam, że gdy osiągną ładną, estetyczną dla mnie długość masowo łamią się i pękają. Tak jak teraz. Pomiędzy nakładaniem kolejnych lakierów hybrydowych robię więc często kilkudniowe przerwy, a raz na jakiś czas nieco dłuższą, gdy zauważam, że ich kondycja bardzo odbiega od normy.

yves rocher, maslo shea, olejowanie paznokci, welless and beauty

Dzisiaj więc ponownie opowiem o olejowaniu paznokci i moich ulubionych produktach.
Na dobrą sprawę, do tego zabiegu nada się każdy naturalny olejek lub masło, które mamy pod ręką. Warto pomyśleć nad sporządzeniem własnej mieszkanki z ulubionych półproduktów, wzbogacając ją o znany wszystkim olej rycynowy. Sama jednak pozostaję przy gotowych naturalnych kosmetykach. Z uwagi na porę roku wybieram jednak cięższe konsystencje (wcześniej stosowałam arganowy). Świetnie sprawdza się masło shea, czy nawet świeca olejowa Wellness& Beautyo pięknym zapachu wanilii i sezamu. To świetny trik na nawilżenie skórek i paznokci z uwagi na zawartość oleju kokosowego, ochronnego wosku pszczelego, oleju sojowego oraz wyciągu z aloesu. Nie jest to najtańsza opcja, jednak stosowana tylko na paznokcie wystarczy na bardzo długo. Sama przełożyłam nieco do małego opakowania 10ml i noszę w kurtce.


Dzięki regularnemu stosowaniu olejowania, również na same skórki gdy na paznokciach położony jest lakier zapobiegam ich przesuszeniu i nadmiernemu narastaniu, paznokcie rosną szybciej i są zdecydowanie bardziej nawilżone. Wiem, że nie wszyscy widzą potrzebę wykonywania przerwy pomiędzy hybrydami, jednak warto jest ją polecić, zwłaszcza, gdy pogoda staje się coraz mniej korzystna. Jeśli brak Wam systematyczności warto jest mieć produkt w zasięgu wzorku lub najzwyczajniej, wybrać coś o pięknym zapachu. Sprawdziłam to na sobie:) Pamiętajcie jednak, aby nie olejować paznokci bezpośrednio przed nakładaniem hybryd i odpowiednio odtłuścić płytkę przez jej nałożeniem. 



Stosujecie olejki do dłoni i paznokci?;)




PODKŁAD MINERALNY JAK DRUGA SKÓRA | RECENZJA: NOWOŚĆ ANNABELLE MINERALS: GĄBKI DO MAKIJAŻU SOFIE

$
0
0
sofie, annabelle minerals, gąbki sofie, recenzja, blog kosmetyczny

Makijaż mineralnytowarzysz mi mi już od dobrych kilku lat. Przez ten czas miałam okazję wypróbować różnych marek, jednak zawsze potulnie wracałam do mojego podkładu Annabelle Minerals. Jedyne, co się zmieniło, to gama, z golden na nieco bardziej żółtą – sunny. Właściwości pozostały te same: bardzo dobre krycie, brak efektu maski, długo utrzymujący się mat, a przede wszystkim – naturalność. Tę ostatnią cechę cenię sobie najbardziej, bez obaw sięgałam po niego w upalne wakacje i w tym momencie nie wyobrażam sobie powrotu do płynnych produktów, może z wyjątkiem wielkich wyjść.
Prócz wciąż poszerzającej się gamy kolorystycznej, w której wierzę, każda z Polek znajdzie odpowiedni odcień, marka wprowadziła ostatnio kilka nowości, w tym gąbkiSOFTIE, na których chciałabym się skupić. Skąd jednak tytuł wpisu? O tym za chwilę.
 sofie, annabelle minerals, gąbki sofie, recenzja, blog kosmetyczny
Gąbeczek do aplikowania makijażu na mokro nie trzeba w tym momecie nikomu przedstawiać. W sklepie do wyboru znajdziemy trzy rozmiary, odpowiednio:
S – 9,90 zł;
M – 15,90 zł;
oraz L– 19,90 zł.

Proces jest banalnie prosty: gąbeczkę należy zmoczyć wodą lub hydrolatem. Dzięki temu zwiększy swoją objętość i stanie się bardziej plastyczna oraz miękka. Następnie trzeba pamiętać, aby koniecznie dokładnie ją odsączyć w suchy ręcznik. Na zdjęciu widzicie najmniejszy oraz największy rozmiar przed i po.

sofie, annabelle minerals, gąbki sofie, recenzja, blog kosmetyczny

Tym razem należy produkt stemplować na skórze, a nie rozcierać kolistymi ruchami jak w przypadku metody na sucho. Dzięki zastosowaniu jajeczka znika z twarzy efekt pudrowości, podkład pięknie wtapia się w skórę, a dodatkowo, można z łatwością popracować nad jego kryciem. Węższa końcówka dobrze sprawdza się w okolicach nosa i oczu, a sam rozmiar określiłabym jako idealny do pokładu. Nie jest zbyt twarda, jej używanie to relaksująca przyjemność.
sofie, annabelle minerals, gąbki sofie, recenzja, blog kosmetyczny

Małe jajeczko codziennie stosuję do utrwalania korektora pod oczami, już bez użycia wody i przyznam, że jestem zaskoczona, jak bardzo zastosowanie gąbeczki wpływa na trwałość makijażu w tej newralgicznej strefie. Jak zapewne wiecie, na co dzień borykam się z dużymi cieniami, od kiedy używam Softie okazało się, że kremowe produkty nie migrują, nie wchodzą w zmarszczki i wyglądają dużo lepiej, niż gdy użyłam do ich zwykłego pędzla. To również świetny pomysł na uzupełnienie kosmetyczki do torebki lub w typowej zabieranej w podróż. Nie zajmuje dużo miejsca, sprawdzi się również do makijażu twarzy, czy rozświetlacza i różu, które należy nakładać z precyzją. Gąbeczka w rozmiarze S to od jakiegoś czasu mój ulubieniec!
Myją się z łatwością, wystarczy delikatne mydło, szybko schną. Nie testowałam ich co prawda z klasycznymi podkładami, bo chwilowo po takowe nie sięgałam, jednak zgodnie z zaleceniem są one dedykowane głównie do makijażu mineralnego i produktów sypkich, stąd, nie mam im zupełnie nic do zarzucenia. Dostępne wsklepie tutaj.

 Znacie już gąbeczki SOFIE?:)
Inne wpisy o Annabelle Minerals KLIK



NOWOŚĆ: HYBRYDY Z ROSSMANNA | ESCALA, ZESTAW DO MANICURE HYBRYDOWEGO

$
0
0
escala, nowości, paznokcie, paznokcie hybrydowe, hybrydy z rossmanna

Jeszcze dobrych kilka lat temu, kiedy to namiętnie zmieniałam co kilka dni lakier na paznokciach o hybydach nie słyszało się zupełnie. Całkiem niedawno pojawiły się one w salonach kosmetycznych, a ich popularność tylko rosła. Powoli zestawy do samodzielnego wykonania paznokci, które wyglądają nieskazitelnie przez dwa tygodnie zagościły w naszych domach. Do tej pory ich zakup był nieco utrudniony, choć powoli się to zmienia. Coraz częściej hybrydy można spotkać również w drogeriach, a od listopada są one również dostępne w Rossmannie. O ESCALA, z pewnością już pewnie słyszałyście.
 
escala, nowości, paznokcie, paznokcie hybrydowe, hybrydy z rossmanna

W zestawie, którego cena regularna wynosi 249 złotych, a w promocji 199 zł, znajdziemy:
- lakier w odcieniu czerwonym o pojemności 8ml, z czego, o ile mi wiadomo chwilowo dostępny jest tylko jeden kolor,
- primer kwasowy 8 ml,
- baza i top 8 ml
oraz masę produktów pomocniczych:
- odtłuszczacz,
-  aceton,
- folie, waciki, blok polerski, patyczki, striper i dwa pilniki o różnej gradacji.

escala, nowości, paznokcie, paznokcie hybrydowe, hybrydy z rossmanna

Warto wspomnieć również o lampie, czyli standardowym mostku LED o mocy 9W. Wyróżnia ją ładny kolor różu oraz trzy czasy utwardzania: 30, 60 oraz 90 sekund. Kabel niestety jest nieco zbyt krótki w mojej opinii, co utrudnia pracę z nim. 

escala, nowości, paznokcie, paznokcie hybrydowe, hybrydy z rossmanna

Plusem jest na pewno łatwa dostępność oraz komplet produktów idealny na początek. Minusem oczywiście brak kolorów, chociaż wraz z nowym rokiem ma być ich nieco więcej. To całkiem interesujący pomysł na prezent dla początkujących osób, zwłaszcza, że nie oszukujmy się, lakierów na rynku mamy dostatek i można je z łatwością kupić.

escala, nowości, paznokcie, paznokcie hybrydowe, hybrydy z rossmanna




Co myślicie o takim gotowym zestawie, będącym na wyciągnięcie ręki?




Viewing all 314 articles
Browse latest View live